Moje gratulacje Macieju. No nareszcie Cię doceniono .Pozdrawiam i życzę powodzenia .


Dzisiaj na Blogu chcemy Wam przedstawić wywiad z Panem Maciejem Rogiem, który ma 27 lat i jest mieszkańcem Brzegu. Ponadto, Pan Maciej z wykształcenia jest prawnikiem i legislatorem, natomiast z zawodu urzędnikiem samorządowym, a z zamiłowania rodzinnym genealogiem-amatorem i twórcą programu genealogicznego. Pan Maciej jest synem Kazimierza Roga i Grażyny Róg zd. Kalinowskiej. Poniżej znajduje się wywiad z Panem Maciejem, który jest bardzo obszerny i z tego powodu zdecydowaliśmy się go przedstawić w dwóch częściach.
________________________________________________________
MH: Jest Pan bardzo młodą osobą, od kiedy zaczęła się Pana pasja genealogiczna?
MR: Może trudno w to uwierzyć, ale historią mojej rodziny zajmuję się już 15 lat, a to ponad połowa mojego życia. Pierwsze drzewo genealogiczne spisałem po tym, jak na strychu we własnym domu znalazłem przypadkiem stare metryki z czasów drugiej wojny światowej, których dziadkowie Stanisław i Kazimiera potrzebowali do ślubu. Wkrótce obszerniejszą skrzynię z różnymi dokumentami znalazł mój wujek w trakcie remontowania dachu w rodzinnym domu. Ukazały się nam imiona zapomnianych lub nieznanych członków naszej rodziny, które warto było wydobyć i ocalić dla innych. To był 1995 rok.
Z perspektywy tego czasu widzę też, że zamiłowanie do historii zaszczepili mi moi Rodzice, a do historii rodziny — w szczególności Mama, Grażyna Kalinowska. Była duszą towarzystwa i rodziny, a ta ostatnia była dość liczna: rodzice, dziadkowie i pradziadkowie mieli rodzeństwo (ja jestem jedynakiem), a w kolejnych pokoleniach równie liczne potomstwo. Pradziadków znać nie mogłem, a dziadków nie pamiętam (ostatnia babcia zmarła nim skończyłem trzy lata). Ich brak rekompensowały mi liczne opowiastki opowiadane przez Mamę w czasie spotkań i rozmów z krewnymi: o tym jak wyglądało życie kiedyś, jacy byli nasi przodkowie, o czym myśleli, jakie były podzielane przez nich wartości.
Nim zaczęła się moja przygoda z genealogią, w latach 1970. mój dziadek Stanisław Kalinowski ze swoim francuskim kuzynem, Pierre’m Baryla, przygotowali pierwszy wykres potomków Piotra Baryły, mojego prapradziadka. W innych liniach moich przodków, niestety, gotowych drzew genealogicznych nie było. W 1995 r. mogło mi się wydawać, że wystarczy zaktualizować jedną linię przodków i rozpisać od podstaw pozostałe wraz z potomkami. Jak widać, ta przygoda jeszcze się nie skończyła a trwa do dziś!
MH: Prosimy o wyjaśnienie, dlaczego właśnie genealogia, co w tym tak fascynującego?
MR: Genealogia to nie był mój wybór, ja nie szukałem hobby, to wszystko samo mnie znalazło i wciągnęło 🙂 Każdy, kto jest otwarty do ludzi i ciekawy świata, jest podatny — odwołując się do określenia Małgorzaty Nowaczyk, autorki książki „Poszukiwania przodków, czyli genealogia dla każdego” — na uzależnienie od genealogii. Urok poszukiwania przodków i ich potomków polega na samodzielnym układaniu rodzinnych puzzli, rozwiązywaniu zagadek, konieczności kojarzenia ze sobą wielu informacji i odkrywaniu nieznanego. Rodzinny genealog w pewnym sensie jest rodzinnym detektywem. Zawsze pozostaje ktoś i coś do odnalezienia, w końcu im dalej w przeszłość, tym więcej popadło w zapomnienie. Ale pamięć, choćby tę odległą, można odtworzyć, nawet w rodzinach o chłopskich korzeniach, takich jak moja. Najpierw nanosi się na drzewo genealogiczne najbliższych krewnych. Później szuka się korzeni (swoich przodków w linii prostej) i dalszej rodziny (rodzeństwo poszczególnych przodków oraz kolejne pokolenia ich potomków w liniach bocznych). Spisanie własnego drzewa genealogicznego często nie kończy na najbliższej rodzinie. To początek wciągającego poszukiwania coraz odleglejszych przodków, a w moim przypadku również dalekich krewnych z doprowadzeniem linii po współcześnie żyjące pokolenia.
MH: Prowadzi Pan własną stronę genealogiczną wraz blogiem, w Polskim Internecie nie wiele osób, które prowadzą swoje poszukiwania na tak dużą skalę, ile czasu Pan poświęca na genealogię w miesiącu?
MR: Pracuję zawodowo, dopiero czas wolny mogę przeznaczyć na genealogię. Przychodzą nowe dane do drzewa genealogicznego, czasem trzeba wysupłać istotne dane, czasem odpowiedzieć, a jestem troszkę przeładowany korespondencją i często odpowiadam z dużym opóźnieniem, za co – korzystając z okazji – zawsze przepraszam. Czasem moja genealogia sprowadza się do tego, że po prostu odwiedzam lub rozmawiam z moją rodziną, przy okazji może dowiem się coś nowego. Czasem trzeba pojechać w miejsce, gdzie można przeglądać metryki, innym razem wystarczy napisać, żeby sami wysłali, a później zapłacić i poczekać. Wreszcie wszystko trzeba wprowadzić do bazy danych, a z niej co jakiś czas utworzyć i opublikować witrynę internetową czy stworzyć aktualny wydruk. Po drodze poprawiam i dopisuję nowe funkcje w moim programie genealogicznym. No i jeszcze, rzeczywiście, co jakiś czas przypominam się krewnym (np. opisując jakąś ważną lub ciekawą rocznicę, zdjęcie lub koligacje) na moim blogu i w popularnych serwisach społecznościowych. Staram się poświęcać w każdym dniu choć chwilę, by „coś ruszyć do przodu” jeśli chodzi o genealogię, choć znajduję czas także na relaks (rower czy grę na ksylofonie). Może i w to trudno uwierzyć, ale po tylu latach budowanie drzewa genealogicznego nadal sprawia mi przyjemność, więc i czas przy genealogii niestety mija niezauważalnie.
MH: Jak szuka się przodków i rodziny?
MR: Dopóki żyją starsi krewni, dziadkowie czy wujostwo, jest jeszcze kogo wypytywać o dziadków, pradziadków czy ich rodzeństwo. Oni przecież pamiętają ludzi i fakty, o które pytamy; to było ich własne życie. Każdy miał rodziców, niektórzy rodzeństwo, małżonka, dzieci, to trzeba tylko spisać. I pytać dalej o właśnie dopisane osoby. Gdy starsi bliscy nie żyją, może są starsze osoby w dalszej rodzinie, a może ktoś z młodszych interesował się historią rodziny, Gdy nie można nikogo zapytać, są jeszcze rodzinne zdjęcia (być może opisane), dokumenty (z ich treści można czasem poznać niektóre dane biograficzne) czy cmentarne nagrobki. Gdy i tych zabraknie, można dalej szukać w księgach metrykalnych po urzędach stanu cywilnego, parafiach, archiwach państwowych i kościelnych czy na mikrofilmach. Czasem o życiu krewnego świadczą inne dokumenty archiwalne z dawnych sądów, urzędów, notariatu. Często są jedynym dowodem istnienia osób, których imion już dawno nikt nie wymawiał.
Jedyny problem to dotarcie do wszystkich tych źródeł informacji. Poszukiwania genealogiczne wymagają cierpliwości. Kolejne spotkania z krewnymi, wyjazdy do parafii i archiwów, listy, mejle, ogłoszenia i poszukiwania w internecie… Dopiero w razie powodzenia można nanieść nową informację, imię, nazwisko, datę, miejsce lub inny fakt na drzewo genealogiczne. W skrzyni ze starymi dokumentami, jaką znalazł mój wujek Tadeusz, była też korespondencja listowna, jaką dziadek Jan Róg prowadził z ciociami Kasią Dziewiątek i Franią Ludzia oraz wujkami Michałem i Andrzejem Wilkami. Wiedzieliśmy tylko, że było to rodzeństwo jego matki Marii Róg z Wilków, które wyjechało do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Niestety, korespondencja urwała się jeszcze w latach 1960., nie było kontaktu z potomkami. Mimo wszystko na widniejące tam adresy dopiero w 2004 r. wysłałem kilka listów. Jak się okazało, pod dwoma z tych adresów, po 50 latach, nadal mieszkali moi krewni! Już po kilku miesiącach odezwała się ciocia Joyce Benech, poprzez którą nawiązaliśmy kontakt z resztą amerykańskiej części rodziny. Wystarczyło tylko napisać, dać szansę, poczekać.
Drzewo genealogiczne trzeba podlewać samemu, samo nie wyrośnie. Z naszą pomocą, choć czasem rośnie wolno, może prezentować się wspaniale, i to nie w sensie wizualnym, ale dzięki ludziom, których skrywa jak owoce na gałęziach.
MH: Jaką rolę pełnią współczesne technologie przy poszukiwaniach i tworzeniu genealogii?
MR: Kiedy zacząłem budowę drzewa genealogicznego mojej rodziny, nie miałem jeszcze komputera ani dostępu do internetu. Wszystkie informacje początkowo spisywałem do kołonotatnika z wymiennymi kartkami, później przechowywałem na fiszkach (każda osoba miała własną fiszkę), wypełniając je na maszynie do pisania. A równolegle odręcznie rozpisałem za pomocą linii i strzałek wspólny wykres przodków i potomków na kilku płachtach papieru.
Dopiero w 2002 r. papierową genealogię przeniosłem do komputera. Początkowo nie wiedziałem nawet, że istnieje coś takiego, jak programy genealogiczne, które umożliwiają edytowanie i oglądanie genealogii na ekranie komputera, automatyczne przetwarzanie na zestawienia i statystyki, robienie wydruków czy publikację genealogii w internecie. Wówczas jeszcze nie było aplikacji online do tworzenia elektronicznych drzew genealogicznych od razu w internecie. Nie było wielu serwisów społecznościowych, w których można byłoby wymieniać się gotowymi listami nazwisk i miejsc, które już się ma wpisane na drzewo lub których dopiero się poszukuje. Wszystko jeszcze raczkowało.
Z takim przeświadczeniem nie pozostawało mi nic innego, jak tylko założenie własnej strony internetowej, na której zamieściłem pierwsze elektroniczne drzewo genealogiczne. Z czasem założyłem kilka rodzinnych stron internetowych, których ręczna aktualizacja sprawiała mi nieco problemów i zajmowała sporo czasu. Szybko zacząłem pisać własny program genealogiczny (JSFamilia), który z resztą rozwijam do dziś, jest dostępny w internecie także dla innych osób. Nie jest prosty w obsłudze dla początkujących, ale to w nim nadal prowadzę genealogię, tworzę różne raporty do wydruku i do publikacji w internecie (www.genealogia.mrog.org).
Dziś na szczęście jest już wiele zautomatyzowanych serwisów internetowych, które umożliwiają tworzenie i publikację genealogii online, a nawet równoległą współpracę z innymi krewnymi przy tym samym drzewie genealogicznym, jeśli dwie rodziny zazębiają się ze sobą wspólnymi osobami. MyHeritage jest dobrym tego przykładem.
Kontynuacja wywiadu z Panem Maciejem jutro na blogu – przeczytaj koniecznie!
Anna Ordyczynska
23 września, 2010
Maćku! Gratuluję wywiadu. To miłe, że Myheritage dostrzegło Twoją ciężką, żmudną, ale jakże pasjonującą pracę. Ja często zaglądam na Twoją, a właściwie na Twoje strony. Podglądam i 'kupuję’ Twoje pomysły.