No Wujku jestem pod wielkim wrażeniem 🙂 Bardzo konkretne
i ciekawe odpowiedzi na pytania. Gratuluję i oby tak dalej!
Wywiad z Panem Januszem Stankiewiczem założycielem witryny stankiewicze.com
- Od admin


Pan Janusz Stankiewicz jest z wykształcenia inżynierem, a od przeszło 10 lat z pasji i znajomości tematyki – genealog. Założyciel i administrator wielu stron dotyczących genealogii, w tym głównej – stankiewicze.com. Laureat wyróżnień portalu moikrewni.pl ” TOP 50 stron genealogicznych” z roku 2009 oraz portalu myheritage.pl z roku 2010.
Od pięćdziesięciu lat ma przyjemność bycia warszawiakiem zakochanym w stolicy, a szczególnie w jej przedwojennym klimacie. Miłośnik literatury historycznej zarówno prozy jak i opracowań naukowych. Ciągle dąży do rozszerzania wiedzy. Studiuje, poszukuje i bada dzieje przodków. Zaangażowany w zdobywaniu i przekazywaniu informacji genealogicznej. Archiwa są jego najukochańszym miejscem pracy.
MH: Kiedy stworzył Pan swoją stronę i dlaczego?
Strona internetowa została stworzona w roku 2005 i miesiąc temu obchodziła szóstą rocznicę istnienia.
Pierwszym pomysłem, dla którego pojawiła się w sieci, było udokumentowanie i pokazanie światu moich skromnych osiągnięć na drodze poszukiwań własnych przodków. Zwrócę uwagę, że w tymże roku niewiele jeszcze było stron dotyczących genealogii własnej rodziny. Te zachowanie pamiątek po przodkach i zbudowanie drzewa genealogiczne dla moich krewnych było dla mnie w owym czasie najważniejszą istotą działania. Był to owoc moich 4- letnich już poszukiwań przodków i nagromadzenia materiałów archiwalnych oraz umożliwienie moim bliskim zapoznanie się z powiązaniami rodzinnymi – niesłychana frajda dla kuzynów, którzy czasem dowiadywali się o swoich bliskim pokrewieństwie z dotychczas nieznanymi im osobami.
Chciałem także na drodze internetowej pozyskać informację o rodzinie, której ja nie znałem – ojciec mój był jedynakiem i sam czasem nie wiedział o bliskich krewnych – pamiętajmy, że dla Niego realia życia w socjalizmie nie dawały wielkich możliwości, ani pewnie nawet chęci do poszukiwań rodzinnych.
W czasie poszukiwań, w raczkujących wtedy bibliotekach cyfrowych, jak to czasem bywa, udawało mi się coś znaleźć ciekawe materiały i starałem się uzupełniać stronę o nowe wiadomości – bardziej przyswajalne i łatwiejsze w wyszukiwaniu na przykład nazwisk niż czytanie całych książek – przyświecała mi przy tym myśl, że jeśli Czytelnik odnajdzie dla siebie coś ciekawego łatwiej sięgnie po książkę, aby zgłębić wiedzę.
W tamtym okresie, czyli latach 2000 – 2005 w zasadzie strony internetowe zawierały sporą ilość materiałów dotyczących na przykład nazwisk „przypisanych” do herbów, ale żadna z nich nie zawierała informacji o konkretnych osobach w nieodległej przeszłości – postanowiłem to uzupełnić i zacząłem spisywać i tworzyć listy osób, które były w książkach, tak aby łatwiej było odszukać niezbędne informacje o „zwykłych” osobach – tak pojawiły się nowe działy na mojej stronie, a później całkiem nowe strony www – w tym ta dla mnie najważniejsza, bo mówiąca o losach więźniów Pawiaka – polskiej historii okresu wojennego, jakże zaniedbanej i troszkę zapomnianej, a przecież tak tragicznej dla dziesiątków tysięcy Polaków.
Ta moja pasja historyczno – osobowa znalazła oddźwięk w kierowanych do mnie mailach osób, które posiadały jakąś wiedzę, która nie była publikowana w książkach. Nie stroniłem od tej wiedzy, ale chwytałem ją i podzielałem fascynację swoją ze swoimi Czytelnikami. Nie sposób było pozostawić ten ogrom dokumentów i historii ludzkich – oczywiście musiałem je zamieścić na łamach strony www. Im było ich więcej na stronie, tym więcej przybywało w mailach.
Dzisiejszy kształt strony i zasób zawartych na niej informacji – to wszystko dzięki Czytelnikom i Przyjaciołom z którymi tworzymy nieodwracalną więź emocjonalną i nawzajem pomagamy sobie i innym w zdobywaniu i publikacji informacji, jakże bezcennych dla nowych genealogów – amatorów.
MH: Co Pana zainteresowało genealogią?
JS: Chyba nie będę tutaj wyjątkiem w określeniu przyczyn zaprzyjaźnienia się z genealogią – jak to bywa – odchodzą od nas najbliżsi, których kochaliśmy i nie wyobrażaliśmy sobie życia bez nich. W tych traumatycznych chwilach, oprócz poczucia żalu i straty, zadajemy sobie pytania i staramy się na nie udzielić odpowiedzi, kim dla nas była ta osoba ?, co w swoim życiu osiągnęła i jaką spuściznę po sobie pozostawiła ? … nie tylko ona, ale także to co my w bliższym lub dalszym czasie pozostawimy po sobie dla potomnych. Od tych myśli już tylko mały kroczek dzieli nas od zgłębienia tajników naszej rodzinnej historii, bo jeśli ja nie opowiem o swoim tacie mojemu synowi, to kto to zrobi lepiej?, miałby on żyć bez świadomości skąd są jego ojce i dziadkowie, a kim oni w ogóle byli ?, czym się zajmowali ?, dokąd dążyli ?, a może powinienem jeszcze komuś przekazać tą wiedzę ?, może ktoś jeszcze jest moją rodziną i mnie nie zna ?, a może warto o tych dalszych krewnych wiedzieć coś więcej ?.
Myśli się kłębią, chcemy cos zrobić, zrozumieć dlaczego i jak istniejemy dzisiaj, jak tutaj się znaleźliśmy i za czyja sprawą? To swoiste, jak ja to określam, „pozycjonowanie” siebie i swoich przodków w świecie. Niezwykle ważne dla zrozumienia kim się jest i dokąd dążę.
Pytania, pytania – musiałem coś zrobić, aby odpowiedzieć chociaż na niektóre z nich – w tym pomogła historia i zachowane dokumenty w archiwach i tak zaczęła się moja przygoda z genealogią.
Te myśli były pierwsze, jeszcze nie wiedziałem w tamtym czasie, że genetyka czasem da odpowiedź na niektóre zagadnienia.
MH: Co sprawia, iż genealogia w Polsce jest inna niż w innych krajach?
JS: Sądzę, ze najistotniejsze różnice dla poszukiwań genealogicznych własnych przodków tkwią w ilości zachowanych materiałów historycznych. Truizmem może być stwierdzenie, że im więcej wojen i pacyfikacji tym mniej dokumentów wśród których znaleźlibyśmy informacje o naszych przodkach. Polska w szczególny sposób został naznaczona tym piętnem. Niepomierna ilość wojen, okupantów i przemarszów wojsk odcisnęło się w zastraszającym stopniu na dewastacji polskich zasobów archiwalnych. Jest ich bardzo mało, a niektóre akta parafialne, szczególnie z obszarów północnego Mazowsza nie posiada żadnych kopii sprzed roku 1945 … Tu należy się pean dziękczynny dla naszych wspaniałych księży, którym udało się zachować wiele ksiąg z wpisami o wydarzeniach rodzinnych, w swoich szafach na plebani. Bez tychże akt chyba wcale nie mówilibyśmy o jakiejkolwiek możliwości poszukiwań genealogicznych sprzed roku 1945.
To główna różnica, jeśli porównujemy możliwości genealoga amatora na przykład z Anglii czy Francji oraz Polski. Im dalej geograficznie na zachód Europy, tym można łatwiej i dalej w dziejach dotrzeć do informacji o swoich przodkach.
Niezmierzonym akwenem głębi prawdy i informacji historycznej są zapewne także wielkie archiwa rosyjskie, ale kiedyż my tam do nich zajrzymy …
Cechą charakterystyczną i wydaje mi się specyficzną dla polskiej genealogii, jest rzesza osób oddanych sprawie zarówno ta grupa „starszych” genealogów – ze szczególnym uwzględnieniem Pana Ornatowskiego, który około roku 2005 miał w zasadzie jedyną Polską stronę internetową zawierającą materiały do wstępnych poszukiwań przodków – jak i ta grupa „młodszych” wspierająca i mający znaczny wkład w rozwój i zwiększenie zakresu informacji dostępnych w internecie.
Gwałtowny rozwój internetowej genealogii określiłbym na rok 2007, w którym to zaczęły się pojawiać pierwsze listy tzw. Indeksy nazwisk z akt parafialnych. Wybitną w tej materii rolę odegrał Pan Stanisław Pieniążek – chwała mu za to. Za nim poszli inni, a teraz bazy indeksów są już stosunkowo dużo i pozwalają na zdobycie wielu cennych informacji dla młodszych pokoleń bez wychodzenia z domu.
Wiele Towarzystw Genealogicznych podjęło już ścisłą współpracę z Archiwami Państwowymi oraz Proboszczami parafii, aby tworzyć internetowe bazy danych. My wszyscy, jako społeczeństwo, powinniśmy podziękować za ten wolontariat i ogromny, ale jakże pożyteczny, trud włożony w tworzenie elektronicznych spisów akt. Chylę przed nimi wszystkimi czoło, bowiem sam opracowałem wpisy zawierające kilkadziesiąt tysięcy osób i wiem ile czasu trzeba poświęcić, aby żmudnie i ze znajomością rzeczy przepisać nazwiska figurujące w księdze kościelnej na arkusz elektroniczny.
Za tym ruchem społecznym podążają także zmiany w Archiwach Państwowych – wymienię tutaj na przykład Archiwum w Pułtusku, które dzięki wolontariuszom już ma całkiem bogatą kolekcję spisanych i opublikowanych w internecie akt.
Nie sposób także pominąć mi moich wytrwałych przyjaciół na przykład: Ewa Sobieraj, Marta Nalazek, Dorota Kowalczyk, Jerzy Cichosz, Marek Jabłonowski, Włodzimierz Sroczyński i wielu, wielu innych, którzy przesyłają niezliczone ilości materiałów, dotyczących indeksacji ksiąg parafialnych, do publikacji na naszej wspólnej stronie.
MH: Jaka jest najciekawsza informacja jaką znalazł Pan dotychczas o swojej rodzinie?
JS: Nie odnalazłem w historii własnych przodków jakiś rewelacji na miarę tamtych epok … chociaż – może to …, że około 30 tysięcy lat temu przybyli z północno-wschodniej Afryki do Europy i pokonali ten dystans idąc pieszo …J ?
Trudno ocenić obiektywnie co jest ciekawego w historii mojej gałęzi rodzinnej, a co nie. Chyba nie możemy mówić o „ciekawej” informacji, bowiem każda którą odnalazłem o swoich przodkach jest dla mnie ważna, a szczególnie cenna pod względem emocjonalnym – czyż można ocenić życie ludzkie i jak je porównać? kto był ciekawy, a kto nie ?… Czy ten co kilkaset lat temu pełnił „zaszczytną” rolę, jak na owe czasy, bywszy owczarzem na dworze w Kucicach jest bardziej interesujacy, a zarazem „ciekawszy” od tego przodka, który pod koniec XIX w zajmował się rolą i starał się wychowywać dzieci ?
Każdy z nich wniósł niezwykłą wartość w moje życie – po prostu był … i dzięki niemu – ja jestem …
MH: Czy ma Pan jakieś ulubione pamiątkowe, może już nawet bardzo stare zdjęcie rodzinne? I czy mógłby Pan je przedstawić?
JS: Niestety nie zachowały się w mojej rodzinie prawie żadne pamiątki sprzed okresu II wojny światowej. Moi dziadkowie sprowadzili się z rejonu Płońska do Warszawy zapewne około roku 1928. Jedynym ocalałym zdjęciem, przechowanym przez kuzynostwo, jest zdjęcie moich dziadków z synem z roku 1938 – publikuję je na własnej stronie – i pozostaje on jedynym klejnotem rodzinnym. Pozostałe zdjęcia spłonęły w czasie Powstania Warszawskiego lub zostały zniszczone w czasie exodusu mojej babci ze stolicy i jej pobytu w obozie niemieckim – Buchenwald. Po wyzwoleniu obozu przez wojska amerykańskie babcia powróciła do Warszawy, ale jej domu na Mokotowie już nie było …
Z okresu wojennego mam także zdjęcie dziadka z KL Auschwitz, gdzie trafił poprzez Pawiak, aresztowanego w 1942 roku za działalność konspiracyjną.
Te dwa zdjęcia to jedyne i najstarsze pamiątki moich przodków – bardzo je cenię i są dla mnie najważniejszym obrazem przeszłości mojej rodziny.
MH: Czy genealogia to hobby tylko Pana czy całego rodu Stankiewiczów?
JS: Jeśli mówimy o mojej gałęzi rodzinnej – to jej przedstawicielami od prapradziadka począwszy, w linii męskiej, jesteśmy tylko dwaj – ja i mój brat. Pomimo tego, że w kolejnych pokoleniach – szczególnie w XIX w. niezwykle dużo rodziło się dzieci moim przodkom, dla mojej linii, jako potomkowie tejże gałęzi drzewa genealogicznego, zostaliśmy tylko obaj. Doceniamy ten „szczęśliwy” przypadek, który pozwolił nam zaistnieć w naszej rzeczywistości, a tym samym zachować geny naszych przodków. Ta bardzo ważna i niedoceniana przez większość ludzi, sytuacja, pozwala nam patrzeć troszkę na własne życie jako „wybrańców losu”. Mało bowiem jest chwil, w dzisiejszym pędzącym do przodu życiu, w których możemy dokonać głębokich refleksji nad tym , ze na świecie tu i teraz jesteśmy jedynie poprzez „zbieg okoliczności”, „chichot losu” czy może „historyczny przypadek” – to uczy pokory życia i jego afirmacji …
Oczywiście dla ponad 20 tysięcy osób noszących nazwisko Stankiewicz – jednej z większych grupy osób w Polsce, nie sposób, przynajmniej w obecnej chwili, wyznaczyć ścisłych powiązań rodzinnych ze wszystkimi, ale Stankiewicze starają się to robić – i robią to dobrze na stronach internetowych – ot chociażby prezentacje, w internecie, gałęzi rodzinnych Pana Waldemara z Kętrzyna, który scala rodzinę na północnym-wschodzie Polski oraz z rejonu wileńszczyzny, czy Pani Anny Ordyczyńskiej z południa Polski, która obejmuje swymi korzeniami także i rejony Lwowa.
Nie mogę także zapomnieć o tych setkach osób, które piszą do mnie listy i maile przekazując coraz to nowsze informacje o swoich rodzinach, część z nich zamieszczam na swojej stronie www – zapraszam kolejnych, chcących podzielić się informacjami o swoich przodkach, może kiedyś wszystkich Nas połączymy we wspólne drzewo genealogiczne, w naszą wielką Rodziną ….
MH: Czy ma Pan jakieś konkretne plany na przyszłość związane z genealogią, może rozbudową Pana strony?
JS: Chciałbym przede wszystkim kontynuować i powiększać zasoby informacyjne dla tych wszystkich sprawy i tematów, które zawieram na stronie internetowej. Ciągle trwa proces budowy strony, na przykład dzięki Tadeuszowi Łaszczewskiemu, który zajmuje się biografiami żołnierzy z czasów II WŚ, czy Tomaszowi Bakalarzowi z Kanady, przygotowującego noty o Kawalerach Orderu Virtuti Militarii osiadłych w Ameryce Północnej i wielu innych osób, które poprzez wspaniałą swoją pasją dzielą się z Czytelnikami witryny, nowymi i niezmiernie ważnymi informacjami. W tym permanentnym działaniu dostrzegam jej przyszłość i rozwój.
Niezmiernie cenię sobie współpracę ze wszystkim, którzy nadsyłają materiały do publikacji, w tym dziękuję tą drogą P. Ewie Szczodruch za publikacje całości jej materiałów dotyczących etymologii nazwisk opracowanych na podstawie dzieł prof. Rymuta, która wywołała swoistą burzę maili i nadsyłania przez Czytelników własnych spostrzeżeń i wniosków z własnych badań, często polemicznych w stosunku do opracowań profesora – z chęcią je publikuję i tym samym rozszerzam wiedzę o powstawaniu nazwisk.
Za sprawą Pań Iwony Kopańskiej – Konon oraz Iwony Łaptaszyńskiej i wielu innych Autorów – powstała niezwykła strona o ludobójstwie ludności polskiej na kresach – ciągle uzupełniania przez Czytelników nadsyłających kolejne informacje i opowieści – te wspomnienia świadczą o cierpieniu naszego narodu i dają wstrząsające świadectwo jak „ludzie ludziom zgotowali ten los” …
Nie sposób wymienić mi wszystkich moich przyjaciół, którzy dzielą się swoimi materiałami, dziękuję im wszystkim … – zapraszam na moją stronę, aby zapoznać się z ich opracowaniami …. tylko zarezerwujcie sobie Państwo mnóstwo czasu, aby dotrzeć do wszystkich jej zakamarków ….
W zasadzie wszystkie rozdziały strony, a jest już ich ponad tysiąc, żyją swoim życiem, ciągle uzupełniane zarówno poprzez moje zdobyte nowe informacji, a w szczególności poprzez maile Czytelników – żaden z nich nie pozostaje bez echa, a powiększa naszą internetową wiedzę o działalności naszych przodków i przedstawia czasem fakty, które nigdzie nie ukazały się drukiem. To wielka rzecz móc szybko i sprawnie przekazywać tą informację dla ogółu społeczności.
Jest jeszcze wiele tematów z historii naszych przodków, którymi warto się zająć, ale nie chciałbym wyprzedzać faktów…
MH: Jakie cechy i umiejętności są niezbędne, aby osiągnąć sukces w poszukiwaniach genealogicznych?
JS: Poszukiwania genealogiczne są zajęciem, które wymaga od badacza odrobinki wiedzy, czy raczej dedukcji detektywistycznej oraz znajomości przynajmniej ogólnej historii Polski – z reguły dotyczącej okresu od XVIII do początków XX wieku. Oprócz tych podstaw trzeba mieś troszkę wiedzy w zakresie kaligrafii oraz znajomości przynajmniej języka rosyjskiego, łacina także mile widziana. Grubszy portfel też by się przydał ….
To troszkę z przymrużeniem oka – a w rzeczy samej liczy się tzw. wiedza interdyscyplinarna, a przede wszystkim cechy charakteru takie jak rzeczowość, drobiazgowość czy dociekliwość. Niebagatelną rolę odgrywa posiadanie ogromnej ilości czasu na zapoznanie się z mnóstwem pozycji książkowych, niestrudzenie przy realizacji częstych podróży po kraju, wielki spokój i odporność na stres.
Tak naprawdę – trzeba to lubić, rozumieć i być oddanym całym sercem dla odszukiwania prawdy o własnych przodkach, bowiem czas potrzebny na zgromadzenia odpowiedniej ilości dokumentów ma tutaj kluczowe znaczenie.
Wszystkie te nasze poświęcenia warte są chociażby tylko tego jedynego okrzyku „ZNALAZŁEM” wypowiedzianego przy odczytywaniu dokumentu, dla którego odnalezienia poświęciliśmy wiele miesięcy czy lat spędzonych w archiwach …
Życzę wszystkim genealogom jak najczęstszych takich okrzyków ….
Panu Januszowi dziękujemy za udzielenie nam wywiadu.
Dalsza galeria zdjęć:
Ewa
28 marca, 2011
Januszu, stronka jest wspaniała! Brak mi wciąż czasu na zbadanie wszystkich jej zasobów. Mam nadzieję, że mi się to kiedyś uda.
Pięknie piszesz, pięknie podsumowujesz, trafnie pointujesz…
Powodzenia!