Wywiad z Panem Mariuszem Krogulskim

Wywiad z Panem Mariuszem Krogulskim

Dzisiaj prezentujemy Państwu wywiad z Panem Mariuszem Lesławem Krogulskim urodzonym w Bielsku Białej, doktorem nauk humanistycznych, absolwentem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, żołnierzem zawodowym, dziennikarzem i publicystą; autorem książek i artykułów o tematyce społecznej i historycznej.

Poniższy wywiad publikujemy dzięki uprzejmości More Maiorum, pierwszego ogólnopolskiego internetowego miesięcznika genealogicznego.

Od kiedy interesuje się Pan genealogią?

MK: Moja pasja genealogiczna zaczęła się w 1979 roku. Miałem wówczas czternaście lat i byłem uczniem ostatniej klasy szkoły podstawowej. Od tego momentu zacząłem poszukiwania genealogiczne, ale patrząc na to z obecnej perspektywy powiedziałbym, że zainteresowanie przeszłością rodziny pojawiło się kilka lat wcześniej. Pamiętam, że mając 8-9 lat z zaciekawieniem słuchałem opowieści mojego ojca o dziadku – oficerze Armii Krajowej we Lwowie, o dzieciństwie ojca w Kołomyi, a także o wujkach i ciociach z czasów jego młodości. Tych wujków i cioć było sporo, bo zarówno dziadek jak i babcia mieli liczne rodzeństwo. Słuchając tych wspomnień uruchamiałem swoją wyobraźnię. Widziałem opisywane postacie, miejsca, czułem atmosferę domu rodzinnego. Później pojawiło się zainteresowanie średniowieczną historią Polski i archeologią, a stąd już było dla mnie blisko do genealogii.

Co Pana zainspirowało do poszukiwań korzeni?

MK: Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku w naszej telewizji emitowane były polskie i zagraniczne seriale o dziejach rodzin, takie jak: „Rodzina Połanieckich”, „Saga rodu Rius”, „Buddenbrookowie” czy „Korzenie”. Myślę, że w tym czasie wielu ludzi zainteresowało się genealogią. Dla mnie inspiracją do poszukiwań przodków był film „Korzenie”, przedstawiający dzieje rodziny wywodzącej się od porwanego w Afryce chłopca z murzyńskiej wioski, który jako niewolnik trafił do Ameryki. W kolejnych odcinkach poznaliśmy jego potomków na przestrzeni około 200 lat. Byłem pod wrażeniem tego filmu. Pomyślałem wtedy, że skoro ktoś mógł odszukać swoje korzenie w Afryce, sięgające połowy XVIII wieku, to czemu ja nie mógłbym spróbować, zwłaszcza, że nie muszę aż tak daleko szukać. I tak zaczęła się moja przygoda z genealogią trwająca do dziś.

Jak daleko sięgają Pańskie poszukiwania?

MK: Początkowo moje poszukiwania ograniczały się do rodziny ze strony ojca, czyli Krogulskich, ale w krótkim czasie rozciągnąłem zakres badań na przodków ze strony mamy, babki, prababki itd. Potem doszły jeszcze rody spokrewnione i spowinowacone z bocznymi liniami mojej rodziny. W przypadku Krogulskich udało mi się dotrzeć do połowy XVII wieku. Dziś wiem, że moi przodkowie wywodzą się z Pilzna koło Tarnowa, a od początku XVIII stulecia mieszkali w pobliskim Tuchowie. Szukając swoich antenatów dotarłem też do XVII-wiecznego Wojnicza. Innych przodków odnalazłem w metrykach z XVIII w. w Szerzynach koło Jasła oraz w Cieszanowie.  Dziś mogę z satysfakcją powiedzieć, że dzięki pasji genealogicznej w kilku liniach ustaliłem od 8 do 12 pokoleń moich bezpośrednich przodków.

Czy bliska rodzina wspiera Pana w poszukiwaniach?

MK: Muszę przyznać, że moje poszukiwania już na początku tej długiej drogi spotkały się z dużą życzliwością rodziny, tej bliższej i dalszej. Wiele osób przekazało mi swoje pamiątki, zdjęcia, dokumenty. Obecnie najbardziej wspiera mnie moja żona Justyna, która podobnie jak ja jest wielką pasjonatką genealogii. Prowadzimy więc często wspólne poszukiwania, wymieniamy się informacjami i spostrzeżeniami. Razem piszemy artykuły o tematyce genealogicznej, a dwa lata temu wydaliśmy książkę „Genealogia rodziny Rylów od XVIII do XXI wieku”. Aktualnie opracowujemy dzieje rodziny Gargulskich, które wkrótce zamierzamy opublikować.

Prosimy o kilka słów o Pana książkach pt. „Rodowody mieszczan wojnickich”?

MK: Pomysł narodził się kilkanaście lat temu. W tym czasie miałem już dobrze opracowane dzieje moich przodków wywodzących się z Wojnicza. Napisałem więc kilka artykułów genealogicznych do „Zeszytów Wojnickich” – lokalnego pisma społeczno-historycznego, które spotkały się z zainteresowaniem czytelników i dobrą opinią redaktora naczelnego śp. p. Jerzego Chumińskiego. Zachęcony tym postanowiłem zrobić coś więcej. Odwiedziłem pana Chumińskiego i przedstawiłem mu propozycję opracowania dziejów 35 najwybitniejszych rodów wojnickich, wywodzących się z dawnego patrycjatu. Dodatkowym motywem dla mnie był fakt, że niektóre z nich to również moja rodzina. Uzgodniliśmy z redaktorem szczegóły i w 2002 r. przystąpiłem do pracy, którą zakończyłem osiem lat później. Był to ogromny wysiłek, związany z wyjazdami z Warszawy do Wojnicza i żmudnymi poszukiwaniami w starych dokumentach. Muszę dodać, że początkowo nie korzystałem z bazy noclegowej, bo takiej w Wojniczu nie było, więc wyjeżdżałem np. w piątek w nocy, w sobotę przez cały dzień pracowałem na plebanii, a wieczorem wracałem do domu. Efektem ośmiu lat pracy było około 1200 stron notatek i kilkaset zdjęć, z których powstały cztery tomy „Rodowodów mieszczan wojnickich”. Cieszę się, że udało mi się to doprowadzić do końca.

Z jakich źródeł korzysta/ł Pan przy pisaniu w/w książek?

MK: Podstawową bazą do opracowania „Rodowodów” były księgi metrykalne przechowywane w parafii. Zachowały się metryki z przełomu XVII i XVIII wieku oraz od połowy XVIII wieku do dziś. Tak się szczęśliwie złożyło, że Wojnicz ma bogatą bibliografię. Od wielu lat ukazują się dokumenty związane z historią miasta publikowane w tomikach „Biblioteczki Historycznej”, obejmujące m.in. testamenty dawnych mieszczan, księgi miejskie, księgi cechowe itp. To najbogatsze, oprócz metryk, źródło wiedzy genealogicznej. Zbierałem też materiały o poszczególnych osobach w Centralnym Archiwum Wojskowym, a o dziejach najnowszych najwięcej dowiedziałem się z licznych rozmów przeprowadzonych ze współczesnymi potomkami opisywanych rodów. Nieocenioną pomocą w takich poszukiwaniach jest też oczywiście Internet.

Jaki jest Pana największy sukces w genealogii?

MK: Sukcesów jest co najmniej kilka. To na przykład wiele publikacji genealogicznych, odnalezienie „zaginionych” krewnych, uznanie w środowisku historyków. Ale za największy uważam opracowanie (na razie niepublikowane) dziejów rodu Krogulskich z Tuchowa, obejmujące około 800 moich krewnych na przestrzeni około 300 lat. To ponad 400 stron notatek, kilkaset zdjęć i wiele dokumentów. Temu poświęciłem najwięcej wysiłku w ciągu przeszło trzydziestu lat i będzie to moje „genealogiczne dzieło życia”.

Czy ma Pan zagadki z kategorii „nie do rozwiązania”? Która z nich jest „najtwardszym orzechem do zgryzienia”?

MK: Każdy z nas, genealogów, trafia w pewnym momencie swoich poszukiwań na taki „twardy orzech”. Okazuje się, że przepadły metryki parafialne z interesującego nas okresu, zmarł krewny, który mógłby pomóc w ustaleniu przodków, przepadły ważne dokumenty… Ale właśnie na tym polegają badania genealogiczne, żeby docierać do informacji wszystkimi dostępnymi drogami. Czasem są to drogi bardzo kręte, ale do celu prowadzi ich zawsze co najmniej kilka. Musimy tylko wiedzieć, gdzie szukać. Dla mnie „najtwardszym orzechem do zgryzienia” okazało się ustalenie rodziców mojego 5xpradziadka Błażeja Krogulskiego, żyjącego w latach 1741-1785 w Tuchowie. Metryki z okresu jego urodzenia nie zachowały się, a w metryce ślubu nie podano rodziców. Na podstawie dokumentów udało mi się opisać jego bogaty życiorys, ale od wielu lat nie mogę posunąć się wstecz o kolejne pokolenie. Znam starszych przedstawicieli rodu, ale nie mogę ich połączyć na drzewie genealogicznym. Jakiś czas temu dotarłem do ksiąg miejskich Tuchowa z XVIII wieku z nadzieją, że może jakiś testament się zachował, albo chociaż kontrakt… I owszem, zachował się kontrakt kupna domu, a nawet manifest podpisany własnoręcznie przez Błażeja, ale o rodzicach ani jednego zdania… No cóż, pozostaje mi nadzieja, że może kiedyś trafię na odpowiedni dokument.

Jeśli miałby Pan wybrać jedną najciekawszą osobę z całego drzewa genealogicznego, kto by to był i dlaczego?

MK: Takich ciekawych postaci w moim drzewie genealogicznym było naprawdę sporo, bo Krogulscy wyróżniali się patriotyzmem i zaangażowaniem w sprawy społeczne, a także talentem muzycznym przekazywanym chyba w genach z pokolenia na pokolenie. Spośród moich krewnych mogę wymienić takie osoby jak: Emanuel (Mano) Kogutowicz, najwybitniejszy węgierski kartograf polskiego pochodzenia, jego brat generał major armii austriackiej Karol Kogutowicz, namiestnik Galicji baron Ludwik Possinger von Choborski, ojciec Czesław Bogdalski, Roman Jan Krogulski – pierwszy prezydent Rzeszowa. Było też kilku wybitnych muzyków i aktorów, wyższych oficerów Wojska Polskiego, kawalerów orderu Virtuti Militari itd. Jednak największym sentymentem darzę młodego pianistę i kompozytora Józefa Władysława Krogulskiego (1815-1842), ucznia Józefa Elsnera i Karola Kurpińskiego, szkolnego kolegę Fryderyka Chopina. W wieku 10 lat jako pianista zyskał sławę cudownego dziecka. Odbywał trasy koncertowe na ziemiach polskich, w Niemczech, a także w Rosji, gdzie nazwano go „polskim Mozartem”. W tym samym czasie ukazały się jego pierwsze kompozycje, a w wieku 15 lat napisał koncert fortepianowy. Był autorem ponad 90 utworów religijnych i świeckich. Niestety, zmarł mając zaledwie 26 lat.

Dlaczego – według Pana – warto interesować się genealogią?

MK: Na to pytanie można byłoby odpowiadać bardzo długo. Dla mnie to najwspanialsza pasja, jaką miałem w swoim życiu. Mogę powiedzieć, że „wychowałem się na genealogii”, ona nauczyła mnie szacunku dla historii i tradycji. Dzięki niej odkryłem i poznałem wielu moich krewnych. To ona sprawiła, że czuję się głęboko zakorzeniony w tej ziemi i dumny z dokonań moich przodków. Realizując swoją pasję poznałem bardzo wielu ciekawych ludzi, rozszerzyłem swoje horyzonty myślowe, ukształtowałem swój charakter, nauczyłem się uporu w dążeniu do celu i rozwinąłem umiejętność dedukcji. Genealogia to świetna pasja dla każdego, kto ma w sobie żyłkę odkrywcy.

Bardzo dziękujemy.

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • Slizex

    6 listopada, 2014

    Brawo Szanowny kolego, jestem pod wrażeniem Twoich osiągnięć w dziedzinie genealogii i nie tylko….. Pasja w poznawaniu historii mojej Rodziny (notabene także bardzo ciekawa), narodziła się we mnie w szkole średniej, podczas naszego wspólnego wyjazdu do Tuchowa i okolic w poszukiwaniu Twoich „korzeni”. Mnie zabrakło wytrwałości ale przede wszystkim brak czasu, był powodem mniejszej gorliwości w zgłębianiu tajemnic rodowych. Twój przykład, niech będzie dla mnie bodźcem do aktywniejszych poszukiwań… oby:))).
    Serdecznie pozdrawiam-Krzysztof Śliz