Historia rodzinna: Historia mojego prawdziwego Dziadka

Historia rodzinna: Historia mojego prawdziwego Dziadka

Ta historia rodzinna została napisana przez Panią Elżbietę Altmannshofer. Pani Elżbieta ma 54 lata. Jako jedyna w rodzinie zawsze interesowała się czasami wojennymi, i obozami koncentracyjnymi.

W Polsce mieszkałam na Dolnym Śląsku -Jawor. Jako dziecko słyszałam kilka wersji o dziadku, do dziś nie potrafię zrozumieć postępowania babci, jej kłamstw na temat dziadka. 

Jako 7-8 latka pojechałam pierwszy raz do babci na wakacje. Po tygodniu przyjechali rodzice i mnie zabrali. W czasie drogi powrotnej opowiadałam, że dziadek jest bardzo niedobry, cały czas na mnie krzyczał,bez powodu, był opryskliwy i w ogóle nie lubiłam go.

Wtedy to mój tato powiedział, że to nie jest jego tato tylko ojczym, bo jego prawdziwy tato zginął w Auschwitz.

Mój tato urodził się w styczniu 1943 roku, był najmłodszym dzieckiem z 6 rodzeństwa. Najstarsza siostra taty w 1942 roku miała 11 lat, i była świadkiem aresztowania dziadka przez nazistów na krótko przed Bożym Narodzeniem. Ponoć sąsiad doniósł do nazistów na dziadka, że zajmuje się polityką, a więc był aresztowany jako więzień polityczny.

Następnie tato mi opowiedział swoje dzieciństwo, tyle co wiedział,co mu babcia powiedziała.

A powiedziała wszystkim dzieciom, że dziadka naziści zabrali z domu i zaraz w lesie rozstrzelali. W 1954 roku poznała tego Pana, nazywał się Dworak Czesław. Ona jako samotna matka z 6 dzieci chciała mieć męża. Zaczęła się starać o uznanie dziadka za zmarłego, dołączam akt zgonu (fikcyjny) na podstawie którego zostala wdowa, a poślubila Dworaka.

Wtedy to dla mojego taty zaczęło się piekło w domu.

Dworak był wdowcem, miał swoich 3 dzieci, więc swoje kochał, a babcine dzieci były popychadłem w domu.

Najstarsza siostra Wanda już mieszkała na swoim, wyszła za mąż, więc jak zobaczyła co się dzieje, jakie piekło mają bracia i siostry, zabrała je wszystkie do siebie (sama nie miala bardzo długo dzieci) i wychowywała, jak umiała. Posyłała do szkoły, żeby umieli czytać i pisać.

Przesyłam jedyne zdjęcie dziadka, które było zrobione w 1942 roku, jedyne które się zachowało, ponieważ drugi dziadek wszystko wyrzucił, nie zatrzymał nic po pierwszym dziadku.

Mój tato mając 16 lat uznał się za dorosłego i wyjechał z Krzywiczyn (opolskie) – tam mieszkała Wanda – do Blachowni, za pracą. Majac 17 lat poznał moja Mamę i sie pobrali. Po dwóch latach urodził się mój brat, a gdy tato miał 20 lat urodziłam się ja.

Teraz wrócę do mojego dzieciństwa: otóż, po jakimś czasie od tych nieszczęsnych moich wakacji u babci, może 2 lub 3 lata, pojechaliśmy w odwiedziny do babci tylko na sobote i niedziele. Wtedy to zapytalam sie babci o dziadka – bardzo się zdenerwowała i tylko mi fuknęła, że naziści zastrzelili go w lesie. Wtedy ja się zapytałam, dlaczego mój tato ma w akcie urodzenia napisane, że w dniu 23.01.1943 dziadek przebywał w Auschwitz. Tak mnie babka walnęła w twarz, że mi się już odechciało pytań.

Byłyśmy same, koło domu był las i poszliśmy na jagody. Dopiero jak wróciliśmy do domu opowiedziałam tacie zachowanie babci. Tato stwierdził, że babcia coś ukrywa, dlatego tak się denerwuje na wspomnienie dziadka. Po chwili powiedział, że sam chciałby poznać prawdę.

Gdy mialam 14 lat, pojechałam na kolonie do Krakowa, nie wiem dlaczego, ale zabrałam ze sobą akt ur.taty. Po tygodniu pobytu, pojechaliśmy do Auschwitz, wtedy po raz pierwszy pytałam się o dziadka. Niestety nie znałam jego daty urodzenia, więc mnie odesłali z kwitkiem, nie pomógł nawet akt ur.taty i fakt, iż dziadek w 1943 roku tam był. Potrzebna była data urodzenia.

Po powrocie do domu opowiedziałam tacie o moich poszukiwaniach, ale mnie nieco wyśmiał.

Na długie lata zaprzestałam poszukiwań, nawet zapomniałam. W roku 2004 kupiłam pierwszy komputer, wtedy to ponownie zaczęłam szukać dziadka, i znów napisałam do Auschwitz i znów ta sama odpowiedź, potrzebna data urodzenia. Wtedy znów zaprzestałam poszukiwań.

Dziś wiem, że gdybym tylko porozmawiała z ciocia Wanda, dawno bym znalazła dziadka, ale ja inaczej myślałam i dlatego to wszystko tak długo trwało.

W roku 2016, napisalam do Archiwum do Kalisza o odnalezienie aktu ur.dziadka, ale w międzyczasie w sierpniu zmarł mój tato, więc przez ponad m-c nie zagladalam do poczty.

Dopiero później odczytałam maila, że znaleźli akt ur.dziadka ale muszę zapłacić jakieś groszowe kwoty. Ponieważ tak się moje życie potoczyło, że od 2003 roku na stałe zamieszkałam w Niemczech, wiec pare dni trwało, aż dostali przelew na te 6 zł.

W tym samym czasie kuzynka (córka cioci Wandy) zainstalowala sobie Facebook ,i zadzwonila do mnie, (darmowo) podczas rozmowy tak od niechcenia zapytalam sie kuzynki czy nie wie czasami kiedy dziadek się urodził. Kuzynka mi odpowiedziała że ciocia Wanda powinna wiedzieć.

Ciocia od 3 lat już tylko leżała w łóżku, ale kuzynka zaniosła jej telefon, popłakałyśmy się obie, gdy po tak długim czasie się usłyszeliśmy. Trochę powspominaliśmy, i w końcu ciocia sie pyta na co mi potrzebna data urodzenia dziadka. Więc wyjaśniłam jej, że chciałabym w końcu doprowadzić sprawę do końca. Poszukuję informacji o Dziadku, a w Auschwitz bez daty urodzenia nic nie znajdę.

Wtedy to ciocia opowiedziała mi wszystko, co pamiętała, a muszę powiedzieć że choć nie chodziła to do ostatnich dni życia była sprawna umysłowo, pamiętała, dzień gdy naziści zabrali dziadka.

Była zima, śnieg a za niedługo Boże Narodzenie, już bez taty.

Pamiętała ciocia, że latem dostali kartkę od dziadka, że przebywa w obozie w Niemczech, ale nie potrafiła wypowiedzieć miejscowości. Wiedziała, że była to miejscowość na literę F .Pamiętała również, jak jesienią przyszli żandarmi i powiedzieli, że dziadek nie żyje-zmarł.

Pytałam się cioci, czy na pewno to była miejscowość na literę F, a ciocia mi na to że na pewno, bo wielokrotnie ta kartke czytała. Pytam się więc, dlaczego babcia kłamała, mówiąc że dziadka zabili w lesie. Ciocia mi odpowiedziała, że tak jej było wygodnie i tak kazała dzieciom mówić. Pytam sie cioci dlaczego juz po zakonczeniu wojny w Urzędzie nie zgłosiła prawdy. Ciocia mi tylko tyle powiedziała, że za dużo by miała załatwiania. Prościej było zgłosić, że zabili go w lesie.

Dlatego do dziś nie mogę zrozumieć babci, wiedziała że zginął w obozie, dostala od niego kartkę, a kłamała w żywe oczy.

Po tych wiadomościach otrzymanych od cioci, usiadłam do internetu, najpierw wpisałam w wyszukiwarce wszystkie nazwy obozów na terenie Niemiec, jako jedyny wyskoczyl mi Flossenbürg, weszłam tam w wyszukiwarkę i bez daty urodzenia znalazłam dziadka, ale nie byłam pewna czy to od następnego dnia dostałAm akt ur.dziadka, mailem, sprawdziłam wszystko się zgadzało, ODNALAZLAM DZIADKA.

Zaraz też zadzwoniłam do Flossenbürga, uprzejma Pani poinformowała mnie, że muszę wypełnić papiery, żeby udokumentować pokrewieństwo. Jak już załatwiłam te formalności, przysłali mi wszystkie dokumenty dotyczące dziadka. W załączeniu przesyłam akt zgonu dziadka, napisali w nim przyczyna zgonu KOLLAPS-czyli stał i upadł, patrząc na godzinę śmierci było to podczas wieczornego apelu. Jezeli oczywiscie to prawda ,wiadomo że naziści wpisywali co chcieli za przyczynę zgonu. Jednak jak sprawdziłam we Flossenbürgu w tym dniu to jest 2.09.1943 zmarło, 6 osób z czego 4 na Kollaps.

Z otrzymanych dokumentów z Bad Arolsen, wynika że w dniu 15.03.1943 roku dziadek razem z 1000 innych więźniów trafił transportem z Auschwitz.

W muzeum posiadają list transportowy, że w tym dniu to jest 13.03.1943 taki transport odjechał.

Niestety żadnych dokumentów potwierdzających obecność dziadka w Auschwitz nie posiadam, ponieważ nic się nie zachowało. Przesyłam tylko dokument potwierdzający że dziadek przybył z Auschwitz,to jest tak zwana zielona karta z autentycznym podpisem dziadka.

Żałuję, że tak późno zabrałam się do szukania dziadka ze zaczynałam i odpuszczałam, że mój tato nie doczekał się aby uslyszec i zobaczyc to miejsce,a to jest tylko 220 km ode mnie.

W zeszłym roku pod koniec października pojechałam tam żeby zobaczyc na wlasne oczy. Podjeżdżając na parking, poczulam sie jakos dziwnie, pod budynkiem komendantury czekała na mnie specjalnie przewodniczka (jako, że jestem z rodziny). Pani Beata oprowadzając mnie po terenie obozu, mówila a ja caly czas czulam sie tak jakbym cofnęła się do roku 1943 jakbym stała z boku i widziała tych wszystkich więźniów, mojego dziadka na placu apelowym.

W drodze powrotnej zastanawiałam się czy to moze dziadek czuwał nade mną i dziękował mi że go w końcu znalazłam na obczyźnie, zapalił świeczkę, pomodliłam się za jego dusze, a może i mój tato był mi wdzięczny i oboje patrzyli na mnie z góry?

Po powrocie do domu zadzwoniłam do Flossenbürga i podziękowałam za przewodniczkę (ja bylam tam w sobote wiec biura były zamknięte) i znów mila Pani powiedziala mi ze jest mozliwosc abym ufundowała tabliczkę dla dziadka lub pomnik, podziękowałam i powiedziałam że przemyśle.

Zadzwoniłam do cioci Wandy opowiedziałam jej o mojej wizycie w obozie ,jakie mialam tam odczucia,i znów popłakałyśmy się, ciocia ze wzruszenia, że nie wie jak mi ma dziękować za odnalezienie miejsca śmierci.