Wywiad z Krzysztofem Zięciną, użytkownikiem MyHeritage

Wywiad z Krzysztofem Zięciną, użytkownikiem MyHeritage

Pan Krzysztof Zięcina urodził się i mieszka w Warszawie. Z wykształcenia jest inżynierem telekomunikacji z zacięciem informatycznym. Obecnie pracuje w firmie Orange. Stara się wykorzystać zainteresowania genealogiczne z umiejętnościami informatycznymi do przetwarzania danych historycznych. Ponadto czerpie radość z fotografowania. Ma 50 lat, żonę, dwie córki i syna. Pan Krzysztof jest też jednym z głównych tłumaczy serwisu MyHeritage, za co mu bardzo dziękujemy.

MH: Ile lat minęło odkąd zaczął się Pan interesować genealogią? Gdzie sięgają Pana genealogiczne początki?

KZ: Genealogią zacząłem interesować się ponad 5 lat temu trochę za sprawą przypadku, a trochę na skutek chwilowej mody na budowanie drzew rodzinnych, jaka wówczas panowała. Rodzina mojego ojca pochodzi z małej mazowieckiej wsi niedaleko miasteczka Łaskarzew w powiecie Garwolińskim, gdzie co drugi gospodarz nosi nazwisko Zięcina. Od zawsze słyszałem, że jedni to daleka rodzina, a tamci to już z innych Zięcinów. Nurtowało mnie pytanie, jak to możliwe, żeby w tak małej wsi byli jacyś „nasi” Zięcinowie i jacyś „inni” Zięcinowie. No i w końcu nadszedł ten moment, kiedy postanowiłem się przekonać jakie faktycznie relacje łączą mieszkańców tej wsi. Rozpocząłem od wywiadów rodzinnych, potem w moje ręce zaczęły trafiać różne dokumenty, przede wszystkim metrykalne. Jeśli chodzi o moje nazwisko dotarłem w prostej linii do początków 19 wieku. Podobne badania przeprowadziłem dla linii swojej żony, Ewy z domu Bernatowicz pochodzącej z terenów Podlasia (choć historia ostatnich trzech pokoleń jej przodków była bardzo burzliwa i nie można powiedzieć, żeby ta rodzina była zasiedziała). Tutaj miałem dużo szczęścia, gdyż nie byłem pierwszą osobą badającą to nazwisko. Dzięki portalom społecznościowym natknąłem się na daleką kuzynkę mojej żony, która była niesłychanie zdeterminowania by odnaleźć najstarszych Bernatowiczów. To właśnie ona zaraziła mnie swoim uporem i zapałem genealogicznym, za co jestem jej niezmiernie wdzięczny. Przez jakiś czas wspólnie pracowaliśmy nad drzewem rodowym Bernatowiczów i udało nam się zbudować olbrzymie drzewo sięgające początków 18 wieku i małej nadbiebrzańskiej wioski. Rodzina ta odniosła ogromny sukces i gałęzie tego drzewa oplotły cały świat. Obecnie potomkowie tego pra-Bernatowicza to kilka tysięcy osób!

MH: Jaka jest najciekawsza informacja, którą odkrył Pan poznając historię swojej rodziny?

KZ: Bardzo trudno jest wyselekcjonować taką informację. Każde odkrycie niesie ogromną radość, zwłaszcza dotyczące bezpośrednich przodków moich czy mojej żony. Bardzo lubię potwierdzać (lub obalać) rodzinne legendy. Jedna z nich głosi, a raczej głosiła że jednym z moich prapradziadków był Cygan węgierski. Dokumenty metrykalne do jakich udało mi się dotrzeć obalają jednak tę legendę. A że w każdej legendzie jest cząstka prawdy, być może więc należałoby przesunąć tę legendę kilka pokoleń wstecz. Inna rodzinna legenda mówi o przypadkowej śmierci mojej praprababki od schowanego pod poduszką nabitego pistoletu. Na tę wieść zrozpaczony małżonek kilka godzin później popełnił samobójstwo. Tyle legenda. Akta metrykalne powinny tę wersję bądź potwierdzić, bądź obalić. Czekam z niecierpliwością na szersze otwarcie drzwi archiwów kościelnych, bo tylko tam tkwi rozwiązanie tej zagadki. Powiem szczerze, że zdecydowanie większą radość daje mi szukanie niż znajdowanie. Znajdowanie jest oczywiście ukoronowaniem szukania, ale gdy jakiś wątek zostanie rozwiązany, rzucam się na następny. Jedna z kolejnych zagadek, z którą się się zetknąłem to tajemnicza i przedwczesna śmierć Marcina Bernatowicza, praprzodka mojej żony, który był rolnikiem w wiosce Kunicha parafii Krasnybór, a w jego akcie zgonu wspomniane jest, że zmarł w domu notariusza w Szczuczynie. Dlaczego w Szczuczynie, a nie w znacznie bliższym Augustowie? Czy miał świadomość zbliżającej się śmierci i pojechał do notariusza załatwić sprawy spadkowe? A może śmierć nadeszła nagle podczas podróży w interesach? Choć działo się to 200 lat temu, mam wrażenie że i tę zagadkę uda się rozwiązać.

MH: Jest Pan jednym z inicjatorów powołania Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego (JZI) indeksującego księgi metrykalne nadbiebrzańskich parafii. Co skłoniło Pana do podjęcia decyzji o utworzenia tego projektu na tym terenie?

KZ: Nie jestem jedynym pomysłodawcą stworzenia Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego. Jego trzon stanowi 6 osób, które ponad dwa lata temu spotkały się w czeluściach Internetu poszukując przodków zamieszkujących kiedyś nadbiebrzańskie parafie. Prócz mnie są to Aneta Cich, Zbyszek Mierzejewski, Rysiek Koronkiewicz, Daniel Paczkowski i Jay Orbik. Początkwo stanowiliśmy luźną grupę znajomych drążących te same tematy. Rozumieliśmy się jednak bardzo dobrze, łączyła nas ta sama pasja, a dodatkowo udało nam się uzyskać dostęp do ksiąg metrykalnych z archiwum parafialnego w Jaminach. Postanowiliśmy wówczas zawiązać Jamiński Zespół Indeksacyjny, w skrócie JZI, stawiający sobie za cel zindeksowanie ksiąg metrykalnych z tej parafii. Nazwa była potrzebna, gdyż trochę chcieliśmy pokazać się światu z tym co robimy i kim jesteśmy. Nie jest to jednak jakaś zorganizowana jednostka, stowarzyszenie, lecz ciągle luźna grupa osób powiązana zainteresowaniami.

Każde z nas wnosi coś unikalnego do zespołu. Zbyszek jest naszym spiritus movens, mobilizuje zespół, jest jego twarzą i liderem jeśli chodzi o indeksację. Rysiek z kolei jest osobą o największej wiedzy na temat historii lokalnej i o niezliczonych kontaktach wśród okolicznych mieszkańców. Aneta jest świetną organizatorką, często daje zupełnie inne spojrzenie na tematy, którymi się zajmujemy. Daniel z kolei jest perfekcjonistą, który potrafi wytknąć każdemu z nas nawet najdrobniejsze błędy i mistrzem indeksacji. Jay to nasza wysunięta placówka w Chicago – pomaga w indeksacji z łaciny i wspiera nas zdalnie. Nie mogę nie wspomnieć o Tomku Chilickim, pozostającym nieco w cieniu, ale niezwykle pracowitym naszym fotografie, który wykonał już chyba kilkanaście tysięcy zdjęć ksiąg metrykalnych. Ja, prócz samej indeksacji, zajmuję się scalaniem poszczególnych zindeksowanych roczników, weryfikacją i zapewnieniem obsługi informatycznej dla zespołu. I to właśnie stanowi o sile naszej grupy. Każdy z nas wnosi coś innego i razem możemy naprawdę wiele zdziałać.

MH: Proszę powiedzieć naszym czytelnikom trochę więcej szczegółów o tym projekcie…

KZ: Wyszliśmy z założenia, że księgi metrykalne zawierają wiele informacji o historii lokalnej, których nie można znaleźć nigdzie indziej. Metryki, prócz imienia i nazwiska ochrzczonego, zaślubionego czy zmarłego, zawierają również informacje o świadkach, zawodach rodziców, chrzestnych czy innych osób obecnych przy spisywaniu aktu. Często podawany jest ich wiek i mniej lub bardziej precyzyjnie podawane jest ich miejsce zamieszkania. Czasami podawane są dodatkowe informacje o okolicznościach, w których spisywany jest akt. Ponadto jest wiele dopisków na marginesach, dzięki którym udaje się uzyskać dodatkowe, bezcenne informacje o znaczeniu genealogiczno – historycznym. Biorąc to pod uwagę postanowiliśmy indeksować księgi z parafii Jaminy kompletnie, to znaczy sczytując cały akt i wypisując z niego wszystkie istotne informacje. Dzięki takiemu podejściu po zindeksowaniu całej parafii dowiedzieliśmy się niesamowitych rzeczy na temat osób zamieszkujących ten obszar. Wiemy, kto w danej wsi był kowalem, gdzie znajdował się wyszynk, kto z kim biesiadował na chrzcinach, dlaczego ktoś ma na imię tak a nie inaczej. Dowiadywaliśmy się, jak z powodu zarazy w ciągu dwóch tygodni wymierały całe wielodzietne rodziny, albo jak gospodarz na skutek biedy i nieurodzaju porzucał swoje gospodarstwo i błąkał się z rodziną po okolicznych wsiach imając się różnych zajęć. Wiem,y kto został wcielony do wojska carskiego, a także jak zmieniała się śmiertelność wśród niemowląt. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że informacje te sięgają 100, 150 czy 200 lat wstecz!

MH: Jaki jest cel Państwa projektu?

KZ: Kolejne założenie, jakie nam przyświecało to powszechny dostęp do tej informacji. Chcemy, aby jak najwięcej osób wiedziało o naszej działalności i korzystało z jej owoców. Na niczym nie zależy nam bardziej niż na pobudzeniu szerszego zainteresowania genealogią i historią lokalną. Przyświeca nam całkowita transparentność działalności. Nie zagarniamy informacji wyłącznie dla siebie, lecz upowszechniamy ją jak najszerzej się da, mimo tego, że okupiona jest ciężką pracą i wydatkami z własnej kieszeni. Dlatego też tabele z indeksami są powszechnie dostępne na naszej stronie: https://www.facebook.com/Jaminski.Zespol.Indeksacyjny. Przekazaliśmy je również do geneteki, a teraz przekazujemy do MyHeritage. Z myślą o użytkownikach Internetu nie posiadających własnego konta na Facebooku wkrótce uruchomimy stronę pod adresem www.jzi.org.pl. Nie zapominamy również o osobach, zwłaszcza starszych, które nie korzystają z Internetu. Stąd całkiem niedawno pojawił się pomysł wydania naszych indeksów w postaci książkowej. Dwutomowa pozycja pt. „Jaminy” będzie zawierać prócz indeksów dwujęzyczną monografię dotyczą tej parafii oraz inwentarz cmentarza parafialnego wraz z dołączoną mapką grobów. Przewidujemy, że książka ukaże się w druku wkrótce po wakacjach.

Wydawać by się mogło, że nasza praca jako zespołu zbliża się do końca. Mamy jednak szeroko zakrojone plany na przyszłość. W tej chwili zakończyliśmy zbieranie materiału fotograficznego do indeksacji kolejnej nadbiebrzańskiej parafii, czyli Krasnegoboru. To jest znacznie większa parafia niż Jaminy, dlatego jej opracowanie zajmie nam na pewno trochę więcej czasu. Indeksacja już trwa. Jest to bardzo dobre miejsce na podziękowania dla kilkunastu woluntariuszy, którzy całkowicie bezinteresownie pomogli i pomagają nam w indeksacji. Bez nich projekt trwałby bardzo długo. Działamy całkowicie bezinteresownie, ale każdemu chętnemu jesteśmy w stanie zagwarantować znakomitą atmosferę współpracy oraz możliwość udziału w corocznych spotkaniach integracyjnych naszego zespołu. Pozwolę sobie przy tej okazji zachęcić czytelników tego bloga do pomocy. Skontaktować się z nami można pod adresem: jaminski.zespol.indeksacyjny@gmail.com. Szczególnie poszukiwane są osoby ze znajomością języka rosyjskiego.

Kolejny projekt jaki krąży nam po głowie, a który nazwaliśmy roboczo Regionalne Drzewo Genealogiczne, polegałby na przetworzeniu zindeksowanych danych w taki sposób, aby utworzyć wielopokoleniowe relacje rodzinne pomiędzy poszczególnymi profilami, dzięki czemu utworzyłoby się ogromne drzewo pokazujące pokrewieństwo pomiędzy wszystkimi osobami pojawiającymi się w księgach metrykalnych. W zamyśle mamy zamiar udostępnić to drzewo w serwisie MyHeritage, tak aby inni jego użytkownicy mogli uzupełniać je o pokolenia bliższe współczesności.

W dalszej przyszłości czekają na nas kolejne parafie położone nad Biebrzą: Sztabin, Lipsk, Dolistowo, Goniądz, Suchowola i inne.

MH: Do którego wieku udało się Panu poprowadzić badania genealogiczne?

KZ: Nie jest moim celem bicie rekordów jeśli chodzi o ilość wyprowadzonych pokoleń. Bardziej zależy mi na odtworzeniu i wyobrażeniu życia dawnych mieszkańców wsi nadbiebrzańskiej. Ich zmagań z przeciwnościami losu, pomacaniu przedmiotów jakimi się posługiwali, tradycji miejscowej i lokalnego języka. Dzięki projektom realizowanym przez Jamiński Zespół Indeksacyjny udało mi się to osiągnąć. Odległości między nami są ogromne, Internet je oczywiście redukuje. Komunikujemy się na bieżąco, ale spotykamy się raz do roku w terenie na dwa, trzy dni, by zacieśnić stosunki między nami, porozmawiać z miejscowymi depozytariuszami ksiąg metrykalnych, działaczami lokalnego towarzystwa historycznego (Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Sztabińskiej), powędrować po okolicy w poszukiwaniu miejsc o znaczeniu historycznym, porozmawiać z mieszkańcami tego obszaru, a także by nacieszyć oczy piękną i unikalną przyrodą tej krainy.

MH: Czy rodzina wspiera Pana w badaniach historii rodziny?

KZ: Oczywiście. Jest to wsparcie na wielu płaszczyznach. Takie zainteresowania i jednoczesny udział w wielu projektach wymagają dużego zaangażowania czasowego, a do emerytury mi daleko J Pracuję na etacie i bez pomocy rodziny nie dałbym rady! Jedna córka na moją prośbę pisze książkę-monografię o rodzie Bernatowiczów. Ja dostarczam jej dane, a ona ubiera je w piękną opowieść. Druga zaprojektowała okładkę książki, o której pisałem wcześniej i teraz pracuje nad szatą graficzną nowej strony internetowej. Cała rodzina okazuje dużą dozę zrozumienia i cierpliwości dla moich zainteresowań i to daje poczucie komfortu, co jest wielkim wsparciem. Za to im bardzo dziękuję.

MH: Dziękujemy za rozmowę.

KZ:
Również dziękuję.

Tagi:

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • Zbyszek

    24 marca, 2014

    Potwierdzam i gratuluję dobrego wywiadu jak i wsparcia rodziny

  • micali

    24 marca, 2014

    super!
    Gratulacje!

  • gratere

    25 marca, 2014

    Gratuluję. Chociaż nie jestem związana z tymi terenami, bardzo chętnie przeczytam książkę jak już będzie wydana.

  • Neha Mehra

    27 września, 2014

    Congratulations, i am not not a part of this site but i appreciate the hardwork you have out put on for your readers.Truly remarkable.

  • Adam

    16 czerwca, 2015

    re.Ner.Szanuję swoich rzidocf3w i dziadkf3w,ale to nie ma nic wspf3lnego z tym co napisano powyżej.Szkoda mi rzidocf3w i dziadkf3w wszystkich,bo w tym katolickim kraju byli zaganiani do wojen i roboty i nic z życia z tego nie mieli (oprf3cz nielicznych).Komuna wraz z Kościołem doiła ich z kasy.Codziennie o 6.00 wstaję do roboty,aby przy okazji nakarmić tych w czarnych sukienkach.Jak ja siedzę za kierownicą,to oni przekręcają się na drugi bok,a ich gosposie zasuwają do sklepu po świeże bułeczki.Ogarnij się chłopaku.