Historia użytkownika: Czy moi przodkowie spotkali wielkie postacie historyczne?
- Od Katie


Pośród moich przodków próżno szukać wielkich rodów, czy historycznych postaci. Badając jednak losy moich antenatów, natknąłem się na kilka ciekawych informacji, które wskazują na to, że ich koleje życiowe mogły zetknąć ich z osobami znanymi z kart podręczników do historii.
Większość z nas w poszukiwaniu swoich przodków najbardziej ceni sobie odnajdywanie coraz odleglejszych pokoleń i dodawanie kolejnych „pięter” do swoich drzew genealogicznych. Czasem jednak warto zbadać, z kim mógł znać się lub nawet być spowinowaconym któryś z naszych antenatów. Takie „poziome” powiązania analizuje np. jeden z najbardziej znanych polskich genealogów – dr Marek Jerzy Minakowski. Odkrywanie informacji na temat miejsca zamieszkania, zawodu, czy kolei życiowych członków mojej dalszej rodziny sprawiło, że pochwalić się mogę kilkoma całkiem ciekawymi historiami.
Jednym z moich dalszych przodków był Karol Szpingier (1800-1879). Pochodził on z rodu o korzeniach prawdopodobnie niemieckich, choć w późniejszych pokoleniach krążyła niepotwierdzona (i raczej nieprawdziwa) legenda, że jego dziadowie pochodzili ze Szwecji. Karol był ogrodnikiem w miejscowości Karna niedaleko Wolsztyna i w Witosławiu, a później dzierżawcą ogrodu miejskiego w Nakle nad Notecią. Z tego co udało mi się dowiedzieć, w związku z wybuchem postania listopadowego, został – jako obywatel Królestwa Prus – wcielony do wojska pruskiego. Miało to miejsce w grudniu 1830 r. Zmobilizowano wówczas armię obserwacyjną feldmarszałka Augusta Neithardta von Gneisenau (1760-1831) oraz wielkopolską landwerę (czyli obronę krajową). W ten sposób państwo pruskie planowało zabezpieczyć granicę z ogarniętym powstaniem Królestwem Polskim. Pomimo posiadania niemiecko brzmiącego nazwiska, mój przodek identyfikował się z polskością – latem 1831 r. zdezerterował więc z garnizonu toruńskiego. Pragnął w ten sposób dostać się do Warszawy, ponieważ przebywał tam jego starszy brat – ppłk Jan Szpinger (1779-1846), były oficer napoleoński, służący w armii Królestwa Polskiego.
Z zapisków męża jednej z wnuczek Karola Szpingiera wiem, że aby dotrzeć do Warszawy, musiał on przepłynąć Wisłę. Podobno uczynił to razem z jednym ze swoich towarzyszy, pozostawiwszy po pruskiej stronie mundur żołnierski. Podczas tej przeprawy jego kompan utonął w rzece, a Karolowi ostatecznie udało się dotrzeć do brata w Warszawie. Miało to miejsce w lipcu lub sierpniu 1831 r., więc pod koniec powstania, które wkrótce potem zgasło. Tymczasem żonie Karola władze pruskie doniosły, że utonął on w rzece, ponieważ na jej brzegu znaleziono jego mundur. Z pewnością jej zaskoczenie było ogromne, gdy kilka miesięcy później pojawił się on u jej progu. Jako dezerter, do 1840 r. ukrywał się przed władzami pruskimi, używając fałszywych personaliów (Antoni Skoczyński). W latach 1832-1839 przebywał w Karnie, gdzie pracował jako ogrodnik u hrabiego Jana Bnińskiego (1818-1847) i jego żony Marii z Gąsiorowskich (1793-1840). Następnie w podobnym charakterze zatrudnił go w Witosławiu Tertulian Koczorowski (1795-1847). Potem przebywał w Nakle, a pod koniec życia w folwarku Rajgród. Zmarł w domu swojego syna – nakielskiego krawca, Teodora Szpingiera (1842-1885).
Losy mojego przodka są bardzo ciekawe, a historia jego dezercji, spotkania z bratem w ogarniętej powstaniem Warszawie, a następnie powrotu do rodziny i wieloletniego ukrywania się pod przybranym nazwiskiem z pewnością mogłyby posłużyć na scenariusz do filmu kostiumowego. Gdzie jednak jego koleje życiowe zetknęły się ze sławną postacią? Otóż nie mam stuprocentowej pewności, ale możliwe, że mój prapraprapradziad mógł spotkać… Adama Mickiewicza.
Jak to możliwe? W 1831 r. wieszcz przybywa do Wielkopolski, planując przekroczenie granicy Królestwa Polskiego i wzięcie udziału w wojnie polsko-rosyjskiej (znanej jako powstanie listopadowe). Jak wiadomo, ostatecznie z tych planów nic nie wyszło, ale poeta urządził sobie prawdziwy objazd po majątkach polskich ziemian, bawiąc przez dłuższy czas u swoich licznych znajomych z wyższych wielkopolskich sfer. Przebywał najpierw w Poznaniu, potem w okolicach Kopaszewa, Choryni i Śmiełowa. Po nieudanych próbach przekroczenia granicy, goszcząc u swoich znajomych w Osieku, Luboni, Oporowie, Rawiczu, Łaszczynie, Sarbinowie i Zakrzewie, a następnie w okolicach Objezierza, Lubostronia i Samostrzela oraz Łukowa. Tak się składa, że te ostatnie miejscowości były własnością polskich ziemian, którzy zatrudniali moich przodków, w tym Karola Szpingiera.
Wiem na pewno, że mój prapraprapradziadek pracował u rodziny Grabowskich w Łukowie. 21 sierpnia 1825 r. w tej miejscowości poślubił Annę Dorotę Antoninę Kühn (Kin, 1801-1881). Pod koniec grudnia 1831 r. Adam Mickiewicz odwiedził właściciela Łukowa i Objezierza Józefa Grabowskiego (ok. 1750-1857). Gościł wówczas w pałacu znajdującym się w tej pierwszej miejscowości. Spotkał się tam ze swoim bratem, Franciszkiem (1796-1862), którego udało się wydobyć z pruskiego internowania (był uczestnikiem powstania). W majątku Grabowskiego w Łukowie poeta spędził swoją ostatnią wigilię na ziemiach polskich. Sam ziemianin twierdził nawet, że szlachecki klimat panujący w jego pałacu skłonił wieszcza do napisania „Pana Tadeusza”. Zresztą sam Grabowski został uwieczniony w naszej epopei narodowej (w księdze VII): „…Handlowałem, a krewnych mam wiele w Poznańskiem. / Jeździłem ich odwiedzić; więc z panem Józefem Grabowskim, który teraz jest rejmentu szefem, / A podówczas żył na wsi blisko Objezierza, / Polowaliśmy na małego źwierza”.

Tablica w kościele w Łukowie, upamiętniająca udział Adama Mickiewicza w pasterce odprawionej 24 grudnia 1831 r. (fot. Błażej Cisowski, lic. CCA-SA 3.0 Poland)
Adam Mickiewicz opuścił Łukowo i Wielkopolskę w marcu 1832 r., ale jego brat mieszkał w pałacu w Łukowie jeszcze przez wiele lat. O pobycie wieszcza w tej miejscowości do dziś przypominają dwie pamiątkowe tablice – jedna znajduje się w pałacu, a druga w miejscowym kościele (Mickiewicz uczestniczył w odprawionej w nim świątecznej pasterce).
Całkiem prawdopodobne jest, że mój przodek Karol Szpingier mógł spotkać jednego lub obu braci Mickiewiczów, po swoim powrocie z nieudanej wyprawy do Królestwa Polskiego. Wiem na pewno, że w 1832 r. był już ogrodnikiem u hrabiego Bnińskiego w Karnie. Pracę tę (pod fałszywym nazwiskiem) z pewnością pomógł mu zdobyć sam Grabowski, który był dawnym żołnierzem napoleońskim i być może znał się z bratem Karola, podpułkownikiem Janem. Do tego czasu na pewno korzystał ze schronienia u swojego patrona, którego potrzebował jako dezerter z wojska pruskiego i powstaniec. Zresztą, w tym samym czasie w łukowskim pałacu przebywali inni poeci-powstańcy: Wincenty Pol (1807-1872) i Stefan Garczyński (1805-1833). Choć na spotkanie mojego przodka z Adamem Mickiewiczem (lub jego bratem) nie mam żadnych jednoznacznych dowodów, to jednak sądzę, że mogło do niego dojść.

Od lewej: Józef Grabowski-Goetzendorf, Adam Mickiewicz, Franciszek Mickiewicz, Wincenty Pol (źródło: Domena Publiczna)
Drugim przypadkiem, który chciałbym tutaj opisać, są ciekawe koligacje brata Karola, wspomnianego już ppłk. Jana Szpingiera. Służył on w armii Księstwa Warszawskiego, a potem Królestwa Polskiego. Brał udział w wyprawie Napoleona na Moskwę, odznaczony był Krzyżem Złotym Orderu Wojskowego Polskiego – odpowiednikiem Virtuti Militari. Podczas powstania listopadowego walczył w szeregach 6 i 23 pułku piechoty liniowej. Po jego zakończeniu złożył przysięgę wierności carowi i został dyrektorem jednego ze szpitali wojskowych w Warszawie. W 1836 r. przeszedł na emeryturę. Zmarł w 1846 r. i został pochowany na warszawskich Powązkach.

Podpis podpułkownika Jana Szpingera oraz jego nekrolog, zamieszczony w „Kurjerze Warszawskim” z 6 grudnia 1846 r.
Choć końcówkę życia spędził w Piekarach koło Mszczonowa, mieszkając w dobrach swojego teścia, to wygląda na to, że wcześniej, jako oficer dość wysokiego stopnia, był częścią warszawskiej śmietanki towarzyskiej. Udało mi się dowiedzieć, że był także masonem, członkiem wolnomularskiej loży o nazwie „Świątynia Minerwy”. Co ciekawe, ppłk. Jan Szpingier miał także ciekawe powiązania rodzinne. Wiodą one do samego Fryderyka Chopina.
Pierwszą żoną Jana Szpingiera była Magdalena Elżbieta Kralewska. Ożenił się z nią 1 stycznia 1823 r. w Pułtusku (gdzie wówczas stacjonował jego pułk). Siostrą Magdaleny, a szwagierką Jana była Anna Marianna Kralewska (ur. 1803), która 10 lipca 1825 r. wyszła za Włocha, Carlo Evasia Solivę (w Polsce znanego jako Karol Ewaryst Soliwa, 1791-1853). Pochodził on z Piemontu, był kompozytorem i dyrygentem (m.in. w La Scali). W 1821 r. został zaproszony do Warszawy przez ówczesnego prezesa dyrekcji teatrów warszawskich gen. Aleksandra Rożnieckiego (1771-1849) i objął stanowisko profesora śpiewu w Instytucie Muzyki i Deklamacji. Wydaje się, że jego żona była wcześniej jego uczennicą – „Echo Muzyczne, Teatralne i Artystyczne” z 27 czerwca 1891 r. podaje, że w klasie śpiewu prowadzonej przez „nauczyciela Soliwę” w 1822 r. pośród uczennic znajdowała się niejaka Kralewska. Od 1827 r. Włoch był dyrektorem Szkoły Dramatycznej i Śpiewu, a w tym samym czasie, w latach 1823-1830 także jednym z dyrygentów Teatru Narodowego. Wygląda na to, że był człowiekiem raczej skromnym. W „Kurjerze Warszawskim” z marca 1823 r. pisał tak: „Do Redaktora Kurjera Warszawskiego. W czasie koncertu danego w ostatni poniedziałek przez Artystów Teatru Narodowego, Publiczność raczyła mię zaszczycić przywołaniem i zadowolenie swoje oświadczyć. Im chlubniejszy jest ten dowód względności publicznej, tem skwapliwiej wyznać winienem jak mały w nim udział przypisywać mi wolno sobie samemu. Przyjemność jaką znaleźć mogli Słuchacze, skutkiem jest talentów i gorliwości tak Śpiewaków jakoż też Orkiestry Teatru Narodowego. Chcą zatem wynurzyć wdzięczność moją łaskawej Publiczności, pragnę razem oddać sprawiedliwość Artystom, którzy tak skutecznie wsparli moje usiłowania i abym ten dwojaki cel osiągnął, śmiem upraszać W[ielmożnego] Pana o umieszczenie tego list w najbliższym Numerze Kurjera (…) Soliwa”. W grudniu 1829 r. ta sama gazeta zachwycała się medalem, który król pruski Fryderyk Wilhelm III (1770-1840) przesłał Solivie w podzięce za jego udział w mszy żałobnej po zmarłym carze rosyjskim Aleksandrze I (1777-1825): „JP. Soliwa Rektor tutejszego Konserwatorium, miał zaszczyt otrzymać od N. Króla Imci Pruskiego z własnoręcznym podpisem monarchy, list następujący: Odebrałem Mszą żałobną, wykonaną w Warszawie na obrzędzie żałobnym po N. Cesarzu Alexandrze I, kompozycji Kozłowskiego, a instrumentowaną przez W[ielmożnego] Pana. Dziękując za to dzieło muzyczne, dołączam Medal, jako dowód mej wdzięczności. W Berlinie 25 Listopada. Fryderik Wilhelm. – (Medal dołączony, jest złoty najpiękniejszego odbicia)”.
Soliva był więc powiązany rodzinnie z Janem Szpingierem. Współpracował też blisko z Józefem Elsnerem (1769-1854) – kompozytorem, pedagogiem, a przede wszystkim – nauczycielem Fryderyka Chopina. Sam Soliva również występował wspólnie z wybitnym polskim pianistą – np. 19 grudnia 1829 r. obaj panowie koncertowali razem w starej siedzibie Resursy Kupieckiej w warszawskim Pałacu Morsztynów. Chopin był wysoko ceniony przez Solivę, który często zapraszał go do akompaniowania podczas lekcji prowadzonych przez Włocha. Karol wystawił także naszemu pianiście list polecający adresowany do skrzypka i kompozytora Antoniego Rolli (1798-1837).
W 1832 r. Soliva wyjechał do Petersburga, gdzie do 1841 r. był dyrygentem orkiestry i nauczycielem śpiewu. Pod koniec życia (od 1844 r. przebywał w Paryżu) był przyjacielem George Sand. Z pewnością w tym czasie utrzymywał też kontakty z samym Chopinem. Zmarł we Francji, został pochowany na paryskim cmentarzu Père-Lachaise. Na tej samej nekropolii spoczął również Fryderyk Chopin.
Choć nie mam dowodów na to, że moi przodkowie i krewni spotkali na swojej drodze najbardziej znane postaci historyczne, to jednak uważam za bardzo prawdopodobne to, że mogło tak się stać. Może kiedyś uda mi się to jednoznacznie potwierdzić lub wykluczyć.
Michał Grobelny (ur. 1983) pochodzi ze Skwierzyny w województwie lubuskim, ale mieszka w Warszawie. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Pracuje w firmie doradczej. Genealogią interesuje się od 2016 r. W tym czasie – przy użyciu m.in. narzędzi MyHeritage – udało mu się zbudować drzewo genealogiczne liczące ponad 7 tys. osób. Jego korzenie to przede wszystkim Wielkopolska, ale i Pieniny oraz Ukraina.