Historia Użytkownika: Scholtz i Jancia…

Historia Użytkownika: Scholtz i Jancia…

Kolejne wspomnienia Pani Jolanty Tackakiewicz – Lipińskiej…koniecznie się z nimi zapoznajcie!

W Czechach, a właściwie na Morawach, w miasteczku Plumenau żyła rodzina Scholtzów, których korzenie sięgały aż Liechtensteinu. Tak przynajmniej pisze w swoich wspomnieniach Rajmund Scholtz (junior), siostrzeniec mojej babci Wandy z Nartowskich Biały. Jego pradziadek Franciszek Scholtz był administratorem licznych dóbr księstwa Liechtensteinu rozsianych po całej Monarchii Austro-węgierskiej na początku XIX wieku, osiadłym właśnie w Plumenau.

Miał on dwóch synów: Józefa i Franciszka (juniora). Książę Liechtensteinu zaproponował Scholtzowi, aby oddal mu pod opiekę obydwu synów, co by dla mich skończyło Akademią Wojskową, a potem służbą w elitarnym pułku kawalerii, ten jednak się na to nie zgodził mówiąc, że ma zamiar sam ich wykształcić, co też uczynił. I tak po gimnazjum poszli na studia prawnicze a po nich jeszcze dodatkowo na kurs urzędników skarbowych. Po tych naukach przenieśli się do Galicji. Józek do Izby Skarbowej w Tarnopolu, a Franek w Czerniowcach i obydwaj zostali c.k. radcami finansów i kierownikami urzędów skarbowych. Obydwaj pożenili się z Niemkami. Józef z panna Fischer von See. Miał z nią trzy córki: Annę, Stefanię i Marię. Wcześnie jednak owdowiał i następną jego żoną była już Polka, Felicja z Rozwadowskich, która przejęła opiekę na pasierbicami i całym gospodarstwem Scholza. Dwie córki wyszły za mąż: Maria za Butkowskiego i przeniosła się do Lwowa, Stefania za Cholewińskiego i zamieszkali w Brzeżanach nad Złotą Lipą. Tam też już na emeryturze osiadł Józef (senior). Ale zanim przeszedł na zasłużony odpoczynek Felicja urodziła mu dwóch synów: Józefa Wiktora i Rajmunda.

Józef i Rajmund

Józef i Rajmund

W Brzeżanach skończyli obaj gimnazjum z obowiązującymi językami: greką, łaciną, niemieckim i polskim, ale też nadobowiązkowo językiem ruskim. Językiem ruskim, czyli językiem, którym posługiwała się ludność wiejska. Następnie obaj skończyli prawo, Rajmund dodatkowo filozofię z doktoratem włącznie.

Felicja i Józef Scholtzowie na starość zamieszkali u Anny Scholtzównej.

Anna Scholtz

Anna Scholtz

Ich syn Józef Wiktor ożenił się z panną Janiną Nartowską z pobliskiego Narajowa, siostrą mojej babci. Został sędzią w Brzeżanach i jakiś czas nawet burmistrzem.

Natomiast Rajmundowi mój pradziadek odmówił ręki mojej babci Wandy, jako że „nie chcę dwóch Szwabów w rodzinie’. Bardzo to moja babcia przeżyła i do końca życia miała dla Rajmunda dużo sympatii. Rajmund dużo później jednak się ożenił z panną Barzykowską i wyjechał do Warszawy. Zmarł na samym początku II wojny światowej, bodajże w czasie bombardowania Warszawy.

Radca Józef Scholz (senior) dożył w Brzeżanach urodzenia pierwszego wnuka Józefa zwanego w rodzinie Nuśkiem i niedługo po tym jak widać na zdjęciu, zmarł 3 marca 1901 roku.

Ale cofnijmy się troszkę w czasie.

Pierwszym dzieckiem Franciszka i Emilii była córka Janina urodzona w 1877 roku i to jej udało się nakłonić ojca, aby zgodził się na szwaba w rodzinie. Przypuszczalnie stało to się około 1900 r. A na początku 1901 roku urodził się im pierwszy syn Józef i na jego chrzcie poznali się moi drudzy dziadkowie , Zofia  Jarocka  i Józef Świątkowski. Wspomina o tym Józef, mój dziadek, dedykacją do albumu z nutami Chopina  ofiarowanymi mojej babci w rocznice tego poznania.

Po kolei przychodziły na świat scholzowe dzieci w dwuletnich odstępach, Munek, Ciśka, Wandzia, Tadziu i na końcu Jurek. Ale żyją ich potomkowie i niech już to oni  o swojej historii opowiadają.

Z dramatyczniejszych wydarzeń to było to, kiedy, ale tu oddaję znowu głos mojemu wujkowi Staszkowi, który to tak wspomina:

Powrót do domu.

W czasie pierwszej wojny przez rok tułaliśmy się poza brzozowskim domem i kiedy do niego wróciliśmy to  stał się schronieniem dla licznej rodziny,  każdy pokój zajmowała inna. A zatem jeden Scholtzowie, czyli ciocia Jańcia z piątką dzieci, dziadkowie z Narajowa, babcia  Felicja Scholtzowa z ciotką Anką Schozówną, Oberscy z piątką dzieci  i wujek Wacek. Położenie mojej Matki było bardzo trudne, zwłaszcza, że „małe” Scholtzyki (dzieci Janki siostry mamy) skarżyły o byle co.

Zaraz na początku naszego powrotu wydarzył się tragiczny wypadek. W czasie zabawy Nusiek (Józek Sholtz) wybił oko swojej siostrze Jance. Strzelał z łuku, ona o coś go strofowała gdy odwróciła się tyłem on w strzelił. Tym czasem ona przekręciła głowę i trafił ją w oko. Nie pomógł wyjazd do Krakowa do najlepszego specjalisty. Oko trzeba było usunąć. Być może to, a być może już brzeżański i narajowski dom czekał na swoich prawowitych właścicieli, dość, że nasz w końcu opustoszał i wszystko wróciło normy.

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • Ewa M.

    30 listopada, 2011

    Jak zwykle, piękna historia.

  • Renata ROMAN

    30 listopada, 2011

    Moi przodkowie „po mieczu” byli Karpatorusinami z Galicji. Część z nich posługiwała się językiem ruskim, chociaż nie wszyscy byli „galicyjską ludnością wiejską”, o której pogardliwie napomknęła autorka. Pradziadek, Luigi, pochodził z Fagagna (Włochy) i jako inżynier przyjechał do Galicji budować kolej żelazną.
    Obecnie, szanowna Pani Jolanto, potomkowie tych „galicyjskich chłopów” posiadają dyplomy wyższych uczelni i posługują się poprawnym polskim językiem literackim.

  • Jola Lipińska

    30 listopada, 2011

    Pani Renato, dlaczego Pani uważa,że pogardliwie? Nie miałam tego zamiaru, absolutnie!!! Co jest pogardliwego w stwierdzeniu,że ruskim językiem posługiwała się ludnoścć wiejska, a szczególnie na tamtych terenach? Mój pradziad po kądzieli był chłopem i do ludności wiejskiej nic nie mam, jako,że jak widać sama mam wiejskie korzenie. A może słowo „ruskim” wydało sie Pani obraźliwe. Ale właśnie takie jest użyte na którymś ze świadectw moich przodków. W każdym bądź razie jeżeli uradzilam to przepraszam, ale też proszę nie dopatrywać się podtekstów. A i drugi pradziadek był Łemkiem i pewnie też po „rusku” mówił.

  • Magda

    30 listopada, 2011

    Pani Renata zamiast czerpać garściami w ciekawego opowiadania to szuka przysłowiowych „pestek w pupie”…
    Jolu Twoje opowiadanie jak zwykle cudne!

  • Jola Lipińska

    30 listopada, 2011

    I jeszcze jedno. Pogardliwe mówienie na Rosjan – Ruscy, a na język rosyjski –ruski, wzięło się dopiero po II wojnie. Przed nią na Rosjan mówiono Sowieci, a jeszcze wcześniej Moskale. Język jakim posługiwała się w większości na tamtych terenach ludność wiejska, był to niej. rosyjski, a j.ruski. Tak mam napisane na świadectwie moje babci –język ruski.

  • Renata ROMAN

    7 grudnia, 2011

    Przepraszam, ale dopiero dzisiaj zapoznałam się z kolejnymi komentarzami Pani Jolanty. W ogóle, musiałam mieć zły dzień 30 listopada. Z całym szacunkiem bardzo doceniam Pani opowiadania, Pani Jolanto i jeszcze raz przepraszam ! Jedna z moich prababek była Łemkinią.
    Serdecznie pozdrawiam !

  • Anna Szolc-Narowska (Scholz)

    27 marca, 2016

    Piękna historia naszej wspólnej rodziny napisana niezwykle barwnym piórem! Bardzo dziękuję za nią!
    Chciałam jedynie sprostować jedną rzecz: mój dziadek Józef Scholz nie urodził się w 2001 roku,
    a w 25 grudnia 2000 roku (po II wojnie dziadek, aby móc wrócić z Wielkiej Brytanii (gdzie był w oflagu) do Polski do narzeczonej Czesławy Wojciechowskiej – mojej ukochanej Babci, był zmuszony spolszczyć brzmienie nazwiska i rodzina Nuśka to Szolc-Nartowscy). Pozdrawiam serdecznie :)!

  • KKŚ

    12 sierpnia, 2016

    Mam pytanie do autora tych wspomnień.
    Czy istnieją jakieś dokumenty o urzędnik Izby Skarbowej w Tarnopolu? Chodzi mi o przełom XIX/XX wieku.