Historia rodzinna: Kartka na grobie kluczem do sukcesu

Historia rodzinna: Kartka na grobie kluczem do sukcesu

Nazywam się Natalia Lipowicz, mam 21 lat, a mimo to moja przygoda z genealogia trwa już ponad 8 lat. Od urodzenia mieszkam na tzw. ziemiach odzyskanych i to właśnie sprawiło, że chciałam odnaleźć swoje prawdziwe korzenie. Moja pasja sprawiła, że działam w social mediach, gdzie zachęcam innych do poszukiwań własnych przodków, aby przeszłość nie została zapomniana, gdyż nasi przodkowie też tak samo jak my chcieliby zostać zapamiętani.

Każda historia rodziny jest wyjątkowa i to jest piękne, choć jeszcze 8 lat temu nie myślałam, że historie rodzinne mogą być tak pokrętne. Jestem wnuczką przesiedleńców i repatriantów i w domu często mówiono, że to nie są nasze ziemie, co dla mnie jako dla dziecka wydawało się absurdalne. Wtedy narodziła się we mnie idea poznania swoich korzeni, bo jeśli rodzina nie chce podzielić się ze mną tymi informacjami,  to pomyślałam, że ja spróbuję odkryć tą wielką tajemnicę. 

W swoich pierwszych poczynaniach pomogła mi mama, która pobrała akt małżeństwa swoich rodziców z USC. Mimo, że wcześniej często mi o nich mówiła to dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że moi dziadkowie ślub wzięli w wieku 63 i 38 lat. Co oznacza, że ich dzieci między 1945-1957 rodziły się z wolnego związku, ponieważ nie stanęli na ślubnym kobiercu, lecz tylko żyli wspólnie, a takie sytuacje doprowadzały przecież do ostracyzmu tym bardziej w małych miejscowościach.  

Mój dziadek Władysław Zaręba oraz moja babcia Cecylia Zaręba z domu Najs

Mój dziadek Władysław Zaręba oraz moja babcia Cecylia Zaręba z domu Najs

Wtedy też, dogłębnie doczytałam akt małżeństwa, w którym zapisano, iż mój dziadek pochodził z Łódzkiego, a babcia z Lubelskiego i wywołało to w mojej głowie niezłe zamieszanie, bo co się mogło wydarzyć, że się spotkali  i wylądowali na Pomorzu? Wiedziałam jedynie o przesiedleniach i wtedy tknęło mnie wypytać rodzinę i to był strzał w dziesiątkę. Każdy coś opowiadał i historia zaczęła układać się w jedną całość. 

Nagle po latach okazało się, że mój dziadek uciekł z obozu Grossborn, gdzie został przewieziony w czasie wojny. Jego ucieczka spowodowała to, że musiał się ukrywać nawet po wojnie. Dlatego też nie wrócił w swoje okolice, lecz osiedlił się ok. 40.km. od obozu. 

Władysław Zaręba oraz Cecylia Zaręba z domu Najs – zdjęcie pokolorowane za pomocą MyHeritage

Władysław Zaręba oraz Cecylia Zaręba z domu Najs – zdjęcie pokolorowane za pomocą MyHeritage

Z babcią historia jest dość przykra, bo niestety, gdy wróciła po wojnie z robot przymusowych  z Niemiec to okazać się miało, że jej najbliższa rodzina nie żyje, a ona nie ma gdzie się ostać wraz z córką. Miała w tym czasie chłopaka do której mocniej biło jej serce i to dla niego podjęła się wyjazdu właśnie na Pomorze. Niestety miała pecha, bo gdy przyjechała okazało się, że już w między czasie założył swoją rodzinę, więc babcia znowu została bez dachu nad głową. Wtedy można powiedzieć stał się cud. Na drodze mojej babci pojawiły się córki mojego dziadka z jego pierwszego małżeństwa. Przyjęły ją pod swój dach, a w między czasie pojawiło się między nimi uczucie, którego tak im brakowało przez lata wojen. Bo każde z nich chciało w końcu zaznać bliskości. 

Wtedy zaczęłam szukać rozwiązania dlaczego wzięli ślub dopiero kilkanaście lat po tym, gdy urodziły im się wspólne dzieci. Zaczęłam więc przeglądać  księgi metrykalne, zindeksowane strony z metrykami i bingo! Mój dziadek ożenił się w 1916 r. Ale niestety jego pierwsza żona i zarazem matka jego córek kilkanaście lat później zmarła. Dziadek wtedy z przymusu i ostracyzmu ożenił się ponownie. 

Akt urodzenia mojego dziadka Władysława

Akt urodzenia mojego dziadka Władysława

Później z opowieści rodziny dowiedziałam się, że to został do tego zmuszony i dziadek nie kochał swojej żony. Ona zaś nie chciała dać mu rozwodu. Co doprowadziło do tego, że bez rozwodu mój dziadek nie mógł 3 raz się ożenić i to właśnie sprawiło, że moi dziadkowie mieszkali razem, rodziły im się wspólne dzieci, a ich związek małżeński został zapieczętowany dopiero lata później. 

Więc jedną sprawę już wyjaśniałam, ale wtedy zaciekawiło mnie co stało się z rodziną mojej babci. Czy zginęli w obozie? Czy zostali rozstrzelani? Tyle pytań, a brak odpowiedzi. Zaczęłam więc szukać i jeszcze bardziej dopytywać rodzinę. Wtedy przez przypadek natknęłam się na akt zgonu Marianny z lat 40 i był to strzał w 10. 

Była to mama mojej babci. Na akcie wspomniane, że jest wdowa po Ignacym. Więc zgadzało się, że babcia mówiła prawdę, że nie miała do kogo wracać. Ale czy to możliwe, że mogła być jedynaczką? Tutaj znowu to rodzina okazało się, że będzie pomocna. „Babcia miała na pewno brata, który po wojnie zamieszkał w Szczecinie” odpowiedziała jedna z ciotek. To było jak grom z jasnego nieba. Dlaczego nikt wcześniej o tym nie chciał powiedzieć? Wyszło, że utrzymywali nawet kontakt, ale gdy babcia zmarła w 1982 r. To kontakty uległy zatarciu. Ja długo nie myśląc zaczęłam przeglądać spisy cmentarzy. I jest! Znalazłam! To na pewno on. Te nazwisko nie jest mocno znane, a jego data urodzenia powinna się zgadzać. Wtedy też przez przypadek pojawił mi się post na grupie na portalu społecznościowym, że ktoś chętnie zostawi kartkę na cmentarzu. 

Wtedy mnie olśniło! Czemu by nie poprosić o pozostawienie kartki na grobie z prośbą o kontakt?! Zaryzykowałam i czekałam. Niestety minął miesiąc i już myślałam, że wszystko stracone. Wtedy rozdzwonił się telefon. Moje serce zabiło mocniej. 

Niestety nie odezwała się rodzina, lecz pani, która opiekuje się tym grobem. Znowu przez chwilę przemknęło mi w myśli, że wszystko stracone, ale ona dużo pamiętała i podała mi informacje, które doprowadziły mnie do odnalezienia wnuka brata mojej babci. Znalazłam go na jednym z portali społecznościowych. Wszystko się potwierdziło, ale niestety on także nie wiedział zbyt wiele o rodzinie. 

Zaczęłam więc szukać jeszcze bardziej. Pisałam pełno maili do archiwów państwowych, parafii, instytucji i przeszukiwać godzinami Internet, aby znaleźć jakieś akta. Wtedy w moje oczy wpadł indeks ślubu Ignacego i Marianny. Nazwiska się potwierdzały, ale dla pewności zamówiłam skan z archiwum i czekałam. Nagle przyszła pozytywna odpowiedź z archiwum. Zdumiałam się, Ignacy był wdowcem, gdy brał ślub z Marianną. W mojej głowie nagle pojawiło się wiele znaków zapytania. 

Akt małżeństwa rodziców mojej babci Cecyli

Akt małżeństwa rodziców mojej babci Cecyli

Czy moja babcia miała przyrodnie rodzeństwo? Czy może ktoś jednak z rodziny przetrwał wojnę? Stwierdziłam, że nie odpuszczę, póki się nie dowiemy prawdy. Godziny poszukiwań, nieprzespane noce I w końcu jest!Akt małżeństwa Ignacego z pierwszą żoną Rozalią. Nagle w moje oczy wpadają też akta urodzeń ich trójki dzieci. Eureka! Babcia miała jeszcze dwóch braci i siostrę! Dlaczego nikt o nich nic nie wiedział? I wtedy moje poszukiwania na chwilę ustały, aż do momentu kiedy coś mnie natchnęło i w głębi duszy usłyszałam „Natalia zobacz jeszcze raz te metryki”. 

Znalazłam plik o moim oczom ukazała się adnotacja na zgonie Stanisława czyli przyrodniego brata mojej babci Cecylii. Jak mogłam go pominąć? Jak to mogło się stać? Sprawdzam, więc tą Adnotacje a tam „zmarł w Słupsku”. Moje serce się poruszyło, bo przecież byłam tam kilka dni temu. Czy to on mnie na siebie chciał naprowadzić? 

Z racji odległości stwierdziłam, że ryzykuje i napisze posta na spotted Słupska z prośbą o pozostawienie kartki na grobie. Odczekałam trochę i zauważyłam kilka komentarzy osób chętnych. Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że ludzie potrafią być tak pomocni. Napisałam więc do Krzyśka, który okazał się być wspaniałym człowiekiem o bardzo dobrym sercu. Po dogadaniu się zostawił on kartkę na grobie i zapalił symboliczny znicz na pomniku. Tak czekałam, aż w końcu w godzinach wieczornych rozdzwonił się telefon. 

Przestraszyłam się, bo kto oprócz fotowoltaiki mógłby o takich godzinach zadzwonić? Z telefonu nagle odezwała się kobieta i zapytała czy „Czy rozmawiam z Panią Natalia? Moje serce stanęło! Jak ta Pani może znać moje imię? Czy coś się komuś stało? W końcu powiedziałam ”tak to ja”, Pani odezwała się „Chyba jesteśmy rodziną”. Zamarłam i przypomniała mi się ta kartka zostawiona na grobie. Pani kontynuowała „Nazywam się Ewa i ktoś zostawił kartkę na grobie mojego dziadka Stanisława.”

I już wtedy wiedziałam, że babcia będzie ze mnie dumna, bo okazało się, że z Ewą mamy wspólnego pradziadka Ignacego, a Stanisław tak jak przypuszczałam był dziadkiem Ewy, a zarazem przyrodnim bratem mojej babci Cecylii. Nasza rozmowa płynęła tak płynnie, że nie wiedziałam kiedy upłynęła godzina. Uzupełniliśmy wiadomości o krewnych tak jakbyśmy się dobrze znały. 

Ale ani ona ani ja nie wiedziałyśmy o swoim istnieniu. Jej dziadek i moja babcia razem twierdzili, że wszyscy bliżsi krewni zginęli w czasie wojny. Całą resztę życia mieszkali od siebie ok. 200 km, a przecież pochodzili z drugiej części Polski, więc coś chciało sprawić, abyśmy w końcu się o sobie dowiedzieli. Po zakończonej rozmowie obiecałyśmy sobie, że wkrótce po nowym roku się spotkamy i mam nadzieję, że wkrótce się to wydarzy. Tego na pewno chcieli nasi bliscy, lecz wszystko utrudniły zawirowania wojenne. Więc taki morał z tej opowieści „Czytajcie metryki dokładnie, a reszta poszukiwań ułoży się sama”.

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • B

    Bogna

    19 stycznia, 2022

    piekna historia, i wiele pracy włożonej w te poszukiwania. Widać, że warto bylo.