Wywiad z Panem Danielem Bućko, młodym założycielem i prezesem Towarzystwa Genealogicznego Ziemi Sokólskiej
- Od admin
Pan Daniel Bućko, lat 27, od 2003 r. mieszka w Krakowie. Jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Od 2007 pracuje w bankowości. Pasjonat Ziemi Sokólskiej, założyciel i prezes Towarzystwa Genealogicznego Ziemi Sokólskiej im. Waleriana Bujnowskiego (2010).
MH: TGZS jest jednym z najmłodszych Towarzystw Genealogicznych w Polsce, gdyż zostało założone niespełna rok temu. Jaki był cel powstania założenia i skąd się zrodził pomysł?
Towarzystwo Genealogiczne Ziemi Sokólskiej im. Waleriana Bujnowskiego zostało powołane w celu skupienia wszystkich osób zainteresowanych genealogią i historią Ziemi Sokólskiej. Podczas swojej 12-letniej już przygody z genealogią spotkałem wielu wspaniałych ludzi zainteresowanych przeszłością swojej rodziny i powołanie Towarzystwa uznałem za najbardziej efektywną formę ich zintegrowania. Dzięki członkostwu w Małopolskim Towarzystwie Genealogicznym w Krakowie zrozumiałem jak ważne są cykliczne spotkania z innymi genealogami i pasjonatami „małych ojczyzn”. Postanowiłem zaszczepić podobny pomysł w swoich rodzinnych stronach. Z Ziemią Sokólską moja rodzina jest związana od pokoleń. Za Patrona obraliśmy Waleriana Bujnowskiego (1898-1975), pierwszego badacza Ziemi Sokólskiej i jej wielkiego miłośnika, który pozostawił kapitalne opracowanie swoich badań w formie monografii powiatu sokólskiego, której przedwojenna reprodukcja ukazała się w ubiegłym roku.
MH: Ilu obecnie członków posiada TGZS i jakie są kryteria członkowskie?
DB: Towarzystwo liczy obecnie około 30 osób związanych swoim pochodzeniem z Ziemią Sokólską. Wśród członków naszego Towarzystwa są zarówno osoby mieszkające na stałe na Ziemi Sokólskiej, ale także te rozsiane po kraju i świecie, w tym mieszkające na stałe w USA, Niemczech, Francji i Kanadzie. Do naszego Towarzystwa zapraszamy wszystkich, którym leży na sercu sprawa odkrywania i utrwalania własnej historii rodzinnej oraz historii regionu.
MH: Jak często i w jak dużym gronie odbywają się spotkania oraz kiedy i gdzie odbędzie się następne?
DB: Postanowiliśmy spotykać się dwa razy w roku. Siedzibą Towarzystwa jest „Chata za wsią” we wsi Hamulka w gminie Dąbrowa Białostocka. Jest to gospodarstwo agroturystyczne Państwa Jana i Danuty Kułaków znajdujące się w otulinie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Niesamowicie urocze miejsce idealnie dopasowane do klimatu naszych spotkań. W Hamulce istnieje baza noclegowa, stąd goście z dalszych zakątków Polski lub zza granicy mają zapewnioną możliwość noclegu i posmakowania pysznej lokalnej kuchni. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy. Informacja o dacie kolejnego spotkania zostanie zamieszczona w najbliższym czasie na naszej stronie internetowej.
MH: Jaki jest cel Towarzystwa oraz czy mają Państwo jakieś plany z nim związane na najbliższą przyszłość?
DB: Celem Towarzystwa jest popularyzacja genealogii w regionie, docieranie do seniorów tworzących historię i tradycję Ziemi Sokólskiej oraz gromadzenie ich wspomnień. Bardzo ważne jest również poszukiwanie rodzinnych fotografii i dokumentów, ich opisywanie i skanowanie, przeprowadzanie regularnych kwerend archiwalnych w Polsce i za granicą oraz kwerend bibliotecznych w celu opracowania bibliografii regionu, w zakresie genealogicznym i historycznym. Członkowie Towarzystwa służą pomocą przy opracowywaniu genealogii rodzinnej osobom związanym z Ziemią Sokólską. Chcemy również organizować spotkania z uczniami w szkołach celem zainteresowania ich genealogią i zachęcenia do gromadzenia informacji o historii własnej rodziny. Ponadto w przyszłości marzy mi się wydanie monografii genealogicznych dla regionu.
MH: Czy współpracują Państwo także z innymi Towarzystwami Genealogicznymi?
DB: Współpracujemy z towarzystwem amerykańskim Polish Genealogical Society of Connecticut and the Northeast, Inc., którego prezesem jest Jonathan Shea, profesor języków na Central Connecticut State University (CCSU) w New Britain, a zarazem jeden z najbardziej znanych i uznawanych genealogów amerykańskich. Przodkowie Jonathana od strony matki wywodzą się z Ziemi Sokólskiej, stąd jego ogromne zainteresowanie naszym regionem. To dzięki Jonathanowi dowiedziałem się m.in. o możliwościach odnalezienia zaginionych krewnych w USA, którzy przed ponad 100 laty opuścili Ziemię Sokólską szukając lepszego i dostatniejszego życia w nowym świecie. W październiku wybieram się do USA na zaproszenie Jonathana na konferencję genealogiczną na CCSU w New Britain w stanie CT, aby podzielić się swoimi doświadczeniami wyniesionymi z kwerend w archiwach za wschodnią granicą Polski.
MH: Kiedy zaczął Pan się interesować genealogią i od czego wszystko się zaczęło?
DB: Gdy miałem około 8 lat, kuzyn mojego taty – Tom Jarmoszko z USA – przyjechał do nas w odwiedziny i przez kilka godzin rozmawiał z babcią na temat historii naszej rodziny. Zapamiętałem, że wstukiwał uzyskiwane informacje do notebooka. Po kilku latach przypomniałem sobie o tej niecodziennej wizycie i skontaktowałem się z nim w celu uzyskania dostępu do zgromadzonych przez niego informacji. To był mój początek przygody z genealogią. Zacząłem dopytywać dziadków o szczegóły i spisywać, a później nagrywać ich wspomnienia. W dalszej kolejności stopniowo docierałem do krewnych, o których istnieniu dotychczas nie wiedziałem. Miałem to szczęście, że żyło jeszcze kilku kuzynów moich pradziadków. Odwiedziłem ich i zdążyłem o wiele rzeczy wypytać. Jedna z kuzynek pradziadka, która zmarła bezpotomnie po 90-tce kilka lat temu, oddała mi kilkadziesiąt starych rodzinnych przedwojennych fotografii.
Dzięki tym wszystkim spotkaniom wyniosłem nie tylko wiedzę o zapomnianych praprapradziadkach, ale także miałem okazję czerpania z długiego doświadczenia życia wielu krewnych.
Miałem to szczęście, że zacząłem interesować się genealogią bardzo wcześnie. Gdybym swoje poszukiwania rozpoczął dziś, nie osiągnąłbym takich rezultatów.
MH: Czy badając własną historię rodziny odkrył Pan coś interesującego?
DB: Odkryłem historię zwyczajnych ludzi, którzy mimo trudnych warunków bytowych, czasem niesprzyjających zdarzeń losowych, przetrwali i przekazali swoim bliskim to, co najlepsze i najpiękniejsze. Dla mnie będą oni na zawsze nadzwyczajni, mimo tego, że też popełniali błędy, o których wiem. Dzięki weryfikacji źródeł archiwalnych skonfrontowałem wiele przekazów pamięciowych. Okazuje się, że na wiele historii podawanych ustnie trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Ogromną wartość do moich poszukiwań wniosły kwerendy archiwalne na Białorusi i Litwie, skąd pozyskałem informacje o przodkach żyjących w XVIII wieku. O niektórych z nich miałem szansę dowiedzieć się więcej, niż tylko poznać lata ich życia odczytane wcześniej z dokumentów metrykalnych. Bardzo cenne były spotkania z mieszkańcami wsi, w których mieszkali moi przodkowie bądź krewni. Ich wspomnienia były zawsze widziane z nieco innej perspektywy. Najpiękniejszą sprawą jest docieranie do wielu współcześnie żyjących krewnych rozsianych prawie na wszystkich kontynentach. Odkrywanie dawno zapomnianych więzi pokrewieństwa jest wspaniałą i wielce emocjonującą przygodą. Myślę, że każdy genealog, który tego doświadczył, wie, o czym mówię.
MH: Czy rodzina wspiera Pana w badaniach historii rodziny?
DB: Tak, oczywiście. Rodzina kibicuje moim poszukiwaniom i nieraz dopytuje o różne powiązania rodzinne, czy ciekawsze rodzinne historie. Chętnie dzielę się posiadanymi informacjami i daje mi to sporą satysfakcję.
Panu Danielowi bardzo dziękujemy za wzięcie udziału w wywiadzie!
Maria
27 maja, 2012
Tak, zgadzam się, jest w tym dużo podoibeństw.Jak widać i bez problemf3w z widocznością mogło dojść do rozbicia samolotu przed pasem.Chociaż mnie teorie „szczuropodobne” pasują z jednego względu: „Możecie jak najbardziej sprf3bować” por. Wosztyla.Brzmi to jak coś oczywistego. Minima sobie, ale można sprf3bować. Do tego – to co mf3wią wojskowi piloci i nawigatorzy – szczury były robione i to nawet na Tu-154 z 36 Pułku…Z tym, że dla mnie prf3ba zejścia pod chmury nie rf3wna się wykluczeniu zamachu, wręcz odwrotnie. Informacje o nagminnym naginaniu przepisf3w nie są trudne do zdobycia, a po co się gimnastykować z wyrafinowaną techniką, skoro można łatwo zwabić pilotf3w w pułapkę.I dźwięczą mi w głowie słowa nudnej-teorii:”Dlatego jestem zdania, że coś w tej mgle widzieli. Czy ziemię, czy jakieś światła; coś co dało im iluzję, że bezpiecznie dolecą do pasa. Pojawienie się nad pasem na zbyt dużej wysokości uniemożliwia lądowanie. I w tym momencie zaskoczył ich wznoszący się teren.”Pasuje mi to, bo oprf3cz awarii samolotu, tylko sytuacja typu: „o rety, to już prawie jesteśmy nad pasem” mogłaby wyjaśnić tempo schodzenia.Biorąc to pod uwagę wystarczyłoby postawić trochę dalej od progu fałszywy marker bliższej radiolatarni i APM-y. Do tego zauważane przez wielu systematyczne zaniżanie odległości od progu w meldunkach kontrolera – ktf3re przygotowałoby załogę na „łyknięcie” fałszywych sygnałf3w bliskości pasa…