HISTORIA użytkownika: Szukała Ojca, a znalazła księcia?
- Od Katie
Nazywam się Paweł Ławniczak, mam 52 lata i od ponad 15 lat pasjonuję się genealogią i genealogią genetyczną. To ciekawe i niekiedy absorbujące hobby, ale przyznaję rację tym, którzy uważają, że niewinne zainteresowanie dość szybko przeradza się w pasję, a niekiedy wręcz w obsesję.
Dzisiejsza genealogia, to nie tylko zamknięty zbiór archiwalnych dokumentów i zakurzonych ksiąg, które jeszcze w XX wieku trzeba było przeglądać osobiście, ale wszelkiego rodzaju strony internetowe z milionami zeskanowanych dokumentów, a w ostatnich latach bazy wyników DNA ludzi z całego świata, które możemy ze sobą porównywać.
Testy DNA pozwalają nam zweryfikować, czy budowane przez nas drzewo i osoby w nim występujące są ze sobą spokrewnione biologicznie, czy tylko formalnie. Najlepiej jednak, kiedy wyniki testów potwierdzają zapisy w księgach.
Mnie szczególnie zajmuje dodawanie do mojego drzewa osób, których osobiście nie znam, a z którymi mam wspólne segmenty DNA. Zwyczajnie lubię wiedzieć dlaczego z jakąś nieznaną mi osobą z Portugalii, USA, czy Brazylii jestem spokrewniony i przez jakie konkretne osoby przebiegał proces przepływu genów. Niekiedy taka analiza zajmuje kilka tygodni, kilka miesięcy, a bywa że i kilka lat. Niemniej, największą satysfakcję sprawia mi odnajdywanie tych nieznanych lub zagubionych w wirze historii.
Jedną taką historię opisałem w ubiegłym roku, a drugą przedstawiam Wam teraz.
Podobieństwa DNA – wyjaśnienia i zagadki
Ta opowieść zaczyna się od analizy wyników testu mojego ojca Bolesława, który zakupiłem za pośrednictwem MyHeritage.
Jak wspominałem w poprzednim wpisie na blogu mój dziadek Ludwik pochodził z Wielkopolski, a babcia Katarzyna Jasica z Limanowej, czyli z Małopolski i dlatego nie byłem zaskoczony, kiedy moje wcześniejsze podobieństwa DNA z Jasicami pokazały się również u mojego ojca, a inne natomiast wyświetlały się po raz pierwszy. O ile wyjaśnienie większości podobieństw małopolskich nie stanowiło dla mnie problemu, to przysłowiowy sen z powiek spędzała mi od dłuższego czasu Irena Klich, z którą mój ojciec ma najwięcej podobieństw, bo aż 3,4% (242,2cM), a najdłuższy segment ma 67,2cM, więc dużo, jak na osobę, której nie byłem w stanie zidentyfikować i umieścić w swoim drzewie.
Chcąc to wyjaśnić pisałem wiadomości do Ireny za pośrednictwem MyHeritage oraz innych stron, gdzie umieściła swój wynik testu DNA, ale pozostawały one bez odpowiedzi. Kiedy nie mając już nadziei napisałem kolejny raz, to niespodziewanie odpisała mi Cathryn Fahey z Illinois w USA, która na prośbę Ireny zajmowała się poszukiwaniami jej biologicznego ojca w oparciu o jej wyniki badań DNA.
Otrzymałem wkrótce kilka podstawowych informacji na temat Ireny. Urodziła się 3 grudnia 1945 roku w Aalen w Wirtembergii w obozie przejściowym dla byłych więźniów Dachau i pracowników przymusowych w Niemczech i szuka swojego biologicznego ojca. Irena po śmierci matki dowiedziała się, że Mieczysław Klich był jej ojczymem.
Matką Ireny wg. karty osobowej wystawionej przez administrację amerykańską była Helena Bronisława Błądzińska lub Bladzińskia ur. 10.09.1926 roku w Lutczy k. Lwowa, który już w tym czasie był częścią ZSRR.
Mam w swoim drzewie kilkadziesiąt tysięcy osób, ale żadne z powyższych nazwisk nie kojarzyło mi się w ogóle, a tym bardziej z Małopolską, więc pozostało mi zacząć poszukiwania od podstaw.
Po dacie urodzin Ireny można wnioskować, że jej ojcem mógł być ktoś z jej bliskiego otoczenia, czyli ktoś ze współosadzonych.
Mroczna historia obozu Dachau
Samo wyzwolenie obozu Dachau było zaskoczeniem dla więźniów, ale i też dla ich oprawców- Niemców, którzy w popłochu próbowali uciekać, a część z nich przebrała się w więzienne pasiaki, aby ukryć swoją niemiecką tożsamość. Jak się później okazało, dzień, w którym doszło do oswobodzenia obozu miał być datą jego likwidacji. Decyzję w tej sprawie podjął 14 kwietnia 1945 r. Himmler. „Żaden więzień nie może dostać się żywy w ręce nieprzyjaciela” – rozkazywał Niemiec.
W tym roku przypada 90 rocznica uruchomienia Dachau, jednego z wielu podobnych zarządzanych przez Niemców obozów, w których więzili m.in. wrogów politycznych, homoseksualistów, duchownych, Polaków, Żydów, Romów i Rosjan.
W związku z koniecznością złożenia zeznań przez wszystkich więźniów proces opuszczania Niemiec i powrót w rodzinne strony trwał od kilku tygodni do kilka miesięcy. Część więźniów nie chciała wracać do Polski, ale wyjechać na zachód np. do Anglii, USA lub Kanady, gdyż Polska za zgodą państw zachodnich znalazła się w strefie wpływów sowieckich. W ten sposób jedną okupację zastąpiono drugą, a Polscy żołnierze walczący na wszystkich frontach II Wojny Światowej nie mogli nawet wziąć udziału w londyńskiej paradzie zwycięstwa 8. czerwca 1946 roku, bo Brytyjczycy bali się zirytować Stalina, choć dumnie maszerowali tam m.in. Czesi, Belgowie, Brazylijczycy, Meksykanie, a nawet weterani z Iranu i Fidżi.
Dalsze próby rozwiązania zagadki – stały kontakt z Cathy (Cathryn Fahey)
Zaczęliśmy z Cathy regularnie korespondować i wymieniać się sugestiami, ale na tym etapie poszukiwań Cathy nie informowała Ireny o naszych wnioskach lub postępach. Niewątpliwie Cathy dysponuje większym doświadczeniem w analizowaniu wyników DNA, ale od początku sugerowała, że Irena ma związek genetyczny z rodziną Jasiców, ale ja nie byłem przekonany do tej tezy, bo Jasiców i ich potomków w USA miałem rozpisanych w takim stopniu, że mogłem ich dokładnie zlokalizować i umieścić w swoim drzewie choćby jako dalekich krewnych.
Zasugerowałem więc, aby zamiast szukać od strony pradziadka Antoniego Jasicy (1881-1929) spróbowała szukać od strony mojej prababci Rozalii Kołodziej (1892-1972), której rodzicami byli Marcin Kołodziej i Regina Sułkowska. Zażartowałem wtedy nawet, że Irena szuka swojego ojca, a znajdzie księcia, bo położone 100 km od Limanowej Bielsko (obecnie część Bielsko-Białej) było kiedyś księstwem w posiadaniu księcia Aleksandra Józefa Sułkowskiego h. Sulima 1695-1762, który to nabył owe tereny od Króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Zatem wywodzący się z Mazowsza Sułkowscy byli niedaleko, ale podejrzewam, że limanowscy Sułkowscy pochodzą raczej od nazwy miejscowości Sułkowo lub Sułkowice w Małopolsce, choć kto wie, może nazwy tych miejscowości pochodzą od nazwiska Sułkowskich?
Moje sugestie dotyczące zmiany kierunku poszukiwań wkrótce zostały wzięte pod uwagę i Cathy mając nieograniczony dostęp do zasobów archiwalnych spędziła kilkadziesiąt długich godzin na przeszukaniu wszystkich list obozowych i kart osobowych zawierających nazwiska i miejsca urodzenia osób będących więźniami w obozach m.in. Dachau, Gmund, Wasseralfingen, w których mogła przebywać Helena, gdyż więźniowie i pracownicy przymusowi byli przewożeni z miejsca na miejsce w zależności od potrzeb. Mniej szczęścia mieli więźniowie, którzy byli sprzedawani niemieckim koncernom np. Bayer, BASF, Hoechst do eksperymentów medycznych, które przeważnie kończyły się okrutną śmiercią.
Z uwagi na fakt, że Cathy nie zna języka polskiego oraz wszelkich jego zawiłości i niuansów przygotowałem jej wszystkie nazwiska, które mają związek z Kołodziejami i Sułkowskimi, czyli wspomniane Kołodziej i Sułkowski oraz Bulanda, Wojtas, Wiktor, Kądziołka, Głód i Włodarczyk.
Ważny trop w poszukiwaniach
Niestety poszukiwania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu i już zamierzaliśmy szukać w innym miejscu, kiedy natrafiłem na zapis archiwalny, z którego wynikało, że moja pra prababcia Regina Sułkowska (1857-1909) miała dwóch mężów, czyli wspomnianego powyżej mojego pra pradziadka Marcina Kołodzieja (1853-1916) oraz Jana Dyrka (1855-1888), z którym też miała dzieci. O swoim odkryciu niezwłocznie poinformowałem Cathy, a ona w dalszych poszukiwaniach skupiła się wyłącznie na nazwiskach Dyrek oraz Wątroba, bo tak brzmiało panieńskie nazwisko matki wspomnianego Jana Dyrka.
Już następnego dnia Cathy natrafiła na kartę osobową Teofila Dyrka ur. 24.10.1923 roku w Mordarce, który był synem Józefa i wnukiem Jana Dyrka, męża Reginy! Z karty wynikało, że Teofil przebywał w obozie pracy, w tym samym czasie, co Helena, więc prawdopodobieństwo, że to właśnie on był ojcem Ireny było naprawdę bardzo wysokie. Na tym etapie postanowiliśmy włączyć już do naszej korespondencji Irene. Teraz, aby mieć 100% pewność wystarczyło „tylko” odnaleźć kogoś z rodziny Teofila i zapytać, czy nie zechciałaby pomóc Irenie i wykonać test DNA. Wygląda to dość prosto, ale w rzeczywistości takie nie jest, a z pewnością nie jest też proces krótkotrwały.
Aby odnaleźć rodzinę Teofila zacząłem, jak przy wcześniejszych poszukiwaniach uzupełniać swoje drzewo na MyHeritage o potomków Jana Dyrka, czyli pierwszego męża mojej pra pra prababci. Po jakimś czasie natrafiłem na Teofila i rodzinę jego jedynej córki – Doroty. Przy okazji dowiedziałem się, że jestem spokrewniony nie tylko z nią, ale także z jej mężem od strony moich Jasiców.
W tym momencie nadszedł czas na zwrócenie się o pomoc do mojego krewnego Krzysztofa Jasicy z Limanowej, który jest z zamiłowania genealogiem, regionalistą i społecznikiem, czyli osobą o podwyższonej wrażliwości historycznej. Wcześniej niejednokrotnie korzystałem z pomocy Krzysztofa przy poszukiwaniach moich małopolskich korzeni. Pomimo, że Limanowa liczy sobie ponad 15 tys. mieszkańców, to Krzysztof orientował się kim jest, a nawet gdzie pracuje Dorota, więc nie było dla niego problemem, aby skontaktować się z nią poinformować o naszych przypuszczeniach, choć nie wiedzieliśmy jaka będzie jej reakcja.
Najważniejsze dla Ireny było, aby Krzysztof spotkał się z Dorotą, nakreślił sprawę i przekazał jej list od niej. Dorota jest osobą wykształconą, więc doskonale zdawała sobie sprawę, że nasze przypuszczenia nie są częścią scenariusza „Moda na sukces”, a zweryfikować je może wykonanie testu DNA, który potwierdziłby, czy Irena jest lub nie jest przyrodnią siostrą Doroty.
Wykonanie testu DNA – czy to w końcu przełom?
W Polsce testy DNA nie są jeszcze tak popularne, jak w USA, ale osób, które poszukują swoich krewnych za ich pośrednictwem z roku na rok przybywa. Niekiedy wyniki potrafią zaskoczyć, ale są jedynym narzędziem do poszukiwań krewnych lub nieznanych rodziców. Testy DNA mogą też budzić pewne obawy natury etycznej w przypadkach ustalenia ojcostwa, którego nikt się nie spodziewał lub finansowych np. przy sprawach spadkowych, ale w mojej ocenie przynoszą jednak więcej korzyści.
Niemniej, Dorota zdecydowała się pomóc Irenie i dokładnie 8 czerwca 2023, w święto „Bożego Ciała” otrzymałem wiadomość, że wyniki testu DNA Doroty są gotowe i potwierdzają, że są z Ireną siostrami. Wynik wskazał na podobieństwo w 28,7% (2033,0 cM)! Z tego co mi wiadomo są już po pierwszej wideo rozmowie i z pewnością dla obu Pań jest to zupełnie nowa sytuacja, z którą trzeba będzie się zmierzyć i zaakceptować fakt, że są siostrami, czy tego chcą, czy nie.
Wracając do Heleny- matki Ireny, to zapewne nigdy się nie dowiemy jak silna i szczera była jej relacja z Teofilem, ale faktem jest, że ożenił się dopiero 20 lat po wojnie w wieku 41 lat. Tak, jakby czekał, miał nadzieję lub nadal kochał Helenę, choć ta w oczekiwaniu na wyjazd do USA wzięła ślub z innym mężczyzną w dniu 12.02.1948 roku. Być może straciła nadzieję na powrót Teofila, a będąc samotną kobietą z małym dzieckiem mogłaby nie poradzić sobie na amerykańskiej ziemi. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, czy było to małżeństwo z rozsądku.
Od Doroty dowiedziałem się, że Teofil bardzo chciał wyjechać do Ameryki, ale nie zgadzał się na to jego ojciec, który od 17.07.1923 roku przebywał w USA. Przekonywał go, że warunkiem koniecznym do wyjazdu jest podanie osoby w USA, do której się jedzie, ale siebie pod uwagę nie brał. Nie wiemy jakich argumentów użył, aby nakłonić syna do powrotu do Polski w październiku 1946 roku, ale pewne jest, że Teofil miał za to do niego ogromny żal, aż do swojej śmierci w 1997 roku. Może zwyciężyła jego synowska miłość do matki, która przez pierwsze 18 lat jego życia zastępowała mu ojca i matkę jednocześnie?
Mogło być tak, że Teofil zobowiązał się przed Heleną, że wróci do Polski tylko „na chwilę”, aby pozamykać wszystkie swoje sprawy, pożegnać się z rodziną i jak najszybciej do niej powróci cały i zdrowy. Nie mógł przecież wiedzieć, że była to droga w jedną stronę i nie będzie miał powrotu do Niemiec, gdzie czekała na niego Helena z małą Irenką. Coraz więcej ludzi zaczęło zdawać sobie sprawę, co oznacza dla nich komunizm i robili wszystko, aby nie wrócić do okupowanej przez Rosjan Polski, a Sowieci robili wszystko, aby nikogo na zachód nie wypuszczać.
Teofil był bardzo wrażliwym, uczuciowym i rodzinnym człowiekiem. Do obozu pracy w Niemczech trafił tylko dlatego, że jego starszy brat, który miał tam trafić uciekł podczas transportu. Brat Stanisław nie spodziewał się, że Niemcy przyjdą po młodszego Teofila i zagrożą, że jeśli z nimi nie pójdzie, to zabiją jego matkę. Szantaż podziałał, a stan osobowy musiał się im zgadzać. Swoją drogą, trudno mi sobie wyobrazić, co czuł Teofil, kiedy jednego dnia z dostatniego i opiekuńczego domu wpadł w tryby niemieckiego terroru.
Wkrótce po powrocie Teofila do Polski wrócił także z Ameryki jego ojciec, ale zmarł 1952 roku. Teofil nie znał ojca i nigdy wcześniej go nie widział, bo wyjechał, kiedy matka była w ciąży. Jestem przekonany, że Teofil zdawał sobie sprawę z istnienia Ireny i być może próbował nawet szukać jej i Heleny np. za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, ale w jej karcie osobowej nadal widnieją dwa niepokojące, ale i jednoznaczne (odręczne) dopiski: „Klich” przy jej panieńskim nazwisku Błądzińska oraz „Wyjechała w nieznanym kierunku”.
Po przyjeździe do USA w roku 1951 Helena też nie była szczęśliwa, bo od Ireny wiem, że jej mąż był chorobliwie zazdrosny, agresywny i nadużywał alkoholu. Helena zmarła na serce w 1975 roku nie dożywszy swoich 50 urodzin. Była zdeterminowana, aby wyjechać na zachód, bo w jej mniemaniu nie miała w Polsce do czego wracać, gdyż polski Lwów padł łupem Rosjan, a rodziców Heleny- Annę i Antoniego zamordowali bestialsko Ukraińcy podczas „Rzezi Wołyńskiej” w 1943 roku.
Z jednej strony cieszę się z rozwiązania kolejnej zagadki oraz że mogłem znów pomóc połączyć ze sobą siostry, które wcześniej nic nie wiedziały o swoim istnieniu, ale z drugiej strony napawa mnie smutkiem konstatacja, że obie te historie wiążą się z wojną, której kolejne widmo czyha za naszymi drzwiami. Nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby nie odwieczne imperialne zapędy Rosji i Niemiec, których od setek lat my Polacy na sobie doświadczamy.