Historia Użytkownika: Opowiadania znalezione na strychu (część 4)

Historia Użytkownika: Opowiadania znalezione na strychu (część 4)

Dzisiaj na Blogu kontynuacja historii nadesłanych przez Panią Jolantę, a dokładnie historia Franciszka w czasach powstania w 1863 roku!

Dwa dni po wybuchu powstania został wydany rozkaz pogotowia marszowego i już 28 stycznia 1863 roku Edmund Skalski wyprowadził młodych powstańców z Czerwonej Karczmy za rogatką Żółkiewską we Lwowie. W grupie kolegów ze szkoły, sformowano w Duniskach oddziały. We wsi Chowańce czekał na przybyłych dowódca Jan Czarniecki – i oczy ich spoczęły na sztandarze mającym prowadzić do czynów. Z jednej strony sztandaru postać Matki Boskiej, z drugiej herb Polski, Rusi i Litwy. Franciszek Nartowski, czyli Franio poszedł następnie do oddziałów Jezierańskiego i dalej Horodyńskiego. Brał udział w siedmiu bitwach. Pod Radziwiłowem dostał się do niewoli. Osadzony w twierdzy kijowskiej, w listopadzie został zesłany na Sybir i poszedł tam piechotą, chorując po drodze na dyzenterię i tyfus. Po roku, z odmrożonymi od kajdan nogami doszedł do Guberni Jenisiejskiej, włości Jełowka, derewni Wierchabrodowa. Przygody swe opisał w książeczce „Z ław szkolnych a Sybir„. Rozpoczyna się jeszcze wspomnieniem wcześniejszym ze Stanisławowa, ale jakże wymowny to fragment:

Kończyłem wówczas drugą klasę realną w Stanisławowie i należałem do rzędu młodych spiskowców. Zadaniem stowarzyszenia naszego był dobry postęp w naukach, było wyrabianie sił przy pomocy ćwiczeń gimnastycznych, posługiwanie się skromnym odzieniem, wykorzenianie w ten i w każdy inny godziwy sposób zgubnej klasowości i zbliżanie się z ujmującą uprzejmością do wszystkich bez różnicy warstw społecznych.

……

I dalej już z zesłania:

Głód trudy znoje, nędza liczne chwytają z pośród nich ofiary. Pop wiedzie trupa na cmentarz, a rozdartym sercom rodzicielskim pozostaje tylko nienawiść i żądza zemsty. I przychodzi kapłan katolicki do więzienia i umacnia na duchu zwątpiono umysły i zachęca do wytrwałości w moralnych wiary zasadach i dodaje siły do walki wśród dalszej burzy losów. I oto ci, co tak ciężko cierpieli i oto ci, co głośno złorzeczyli uginają kolana przed niebios wyrokiem: „Bóg tego doświadcza, kogo Bóg miłuje”. A kapłan wzruszony widokiem dźwigających okowy nędzarzy, wyciąga z zanadrza swe skromne zapasy, i dzieli on grosz, bo nasz, bo polski to kapłan.

Z zesłania jednak wrócił, dzięki działaniom rządu austriackiego jak i wielkiej pomocy księdza Ruczki został wydany Austrii jako zbiegły poborowy i końcem 1866 roku powrócił do domu.



O ks. Ruczce, mówiono, że jest ambasadorem spraw narodu bez państwa, żołnierzy bez armii. Sam się nazywał „Ojcem Sybiraków”. Dzięki swoim niebywałym staraniom w dwóch cesarstwach, zdołał przywrócić 471 powstańców 1863roku, na łono rodziny. Przekazywał tez im pieniądze, otrzymane od powstańczych rodzin, które na ten cel przesyłały mu po parę rubli. W sumie wysłał 946 rubli.

Poniżej list ks. Ruczki do Stanisława Nartowskiego:

Kolbuszowa 22 Września 1865

Wielmożny Panie dobrodzieju!

Na list Pański z 20 sierpnia br. odpisuję, że nieraz ale kilkakrotnie wszelkich dokładałem usiłowań, żeby dla syna uzyskać uwolnienie. Otrzymałem tylko nadzieję w tem, że go w Petersburgu do łaski polecają, ale ułaskawienia jeszcze nie otrzymałem. Nadesłane mi 50 zł zmienione za 34 rubli posłałem mu przez poselstwo rosyjskie 18 Marca b.r i już musiał je odebrać bo ci, którym tą drogą wysłałem, choć późno wszyscy odebrali.- zaraz po odebraniu listu Pańskiego napisałem znowu za nimi prośbę. – Papiery i list zwracam w Panu Dobrym, bo z domu nie mogę się podejmować przesyłania tychże, gdyż korespondencja ciągła z posłem rosyjskim byłaby dla mnie i dla niego bardzo uciążliwą. Proszę więc lub pocztą na ręce gubernatora Krasnojarskiego wprost odesłać, albo za pośrednictwem naszego ministerstwa spraw zagranicznych.

Proszę nareszcie przyjąć zapewnienie prawdziwego szacunku.

Sługa uniżony

Ks. Ruczka

Udało się wyrwać Frania z zesłania, ale zanim to nastąpiło został odtransportowany do więzienia w Warszawie i pewnie zginąłby w nim z nędzy, brudu, chorób, ale jakimś cudem ktoś na niego tam trafił i uratował.

Dopiero 5 maja 1866 roku Franio zawitał z powrotem do rodzinnego domu w Narajowie. Na zdjęciu jest prosto z zesłania.

Jak wspomina, z płaczem mógł rzucić się do nóg ojca w Narajowie. Długo potem chorował na kompletny rozstrój żołądka i jelit. Różni lekarze specjaliści nie byli w stanie przywrócić mu zdrowia. Dopiero jego dziadek macierzysty dr Franciszek Pitka, fizyk okręgu stryjskiego, doświadczony starszy lekarz, polecił dietę tylko winogronową i to leczenie stopniowo przywróciło siły Franiowi i po przejściu różnych badań i po odbyciu służby wojskowej Franio był wreszcie wolny.

A w międzyczasie pisał do niego, pozostawiony, tam na wschodzie, przyjaciel Roman Lisowski:

Wierchabrodowa.  8. 10. 1866

Kochany Franio! Listy Twoje oba odebrałem jeden zaraz po drugim, co dni dwa t o jest 6 października i zaraz odpisuję, za pamięć twoją bardzo Ci dziękuję, byłem jej pewny, gdyż miałem czas poznać Cię na wskroś, za fotografię nie do opisania jestem Ci wdzięczny powiększyłeś czyli pomnożyłeś mój album. jednocześnie z Twoim listem odebrałem list od familii podobnież z fotografiami. Cieszymy się, że masz w domu gospodarstwo, bieda, że tego roku owoców nie było. Czy na przyszły rok urodzą się to pytanie?

Zastanowiło mnie jednak muszę wyznać szczerze jakim sposobem twój fotograf został zrobiony na 2 maja kiedy Ty dopiero jak w liście piszesz przybyłeś dnia 5, nie wiem czy można zdejmować portrety bez tożsamości osoby, wytłumacz mi – chciałbym być w tej chwili w domu zacnych twych rodziców jak ty zjawiłeś się do nich po 2 latach, gdzie Cię prawie za zaginionego nieraz opłakano, bo jakież nie płakać tak poczciwego chłopca. Mnie tęskno za tobą, a cóż im.

Ja obecnie mieszkam ze Stanisławem Skibiewskim, zajmuję się po dawnemu, powiększyłem gospodarstwo, tego roku zasiałem 6 wrzesięcin owsa jednak plon był bardzo mały, nieurodzaj, kobyłka wielkie poczyniła szkody, zrobiła to że panuje głód .Dziś na pniu płacą …. zboża po 45 kop., a co będzie później Bóg wie.

Kupiłem dom ten od Lupy w którym z Michałem i tobą mieszkaliśmy, przebudowałem go na nowo, dobudowałem gornine czyli drugi pokój, z tyłu, tu gdzie był chlewik, gdzieśmy to ongi drzewo taskali w nocy z lasu a sobie, wystawiłem spichlerz, parkany, wrota. Kosztowało to wszystko mnie przeszło sto rubli srebrem, ależ mam dziś spokój i wygodę za którą tęskniłem, w prawdzie zmusił mnie do tego brak mieszkania gdyż Azastaow sprowadził się do swojej chaty. Na mocy własnego domu i gospodarstwa zostałem się w miejscu, a wszystkich innych przeniesiono do Końskiego Okręgu. Michniewski przeniesiony do Mniuczyskiego, Czarkowski na poręce … mieszka u Izy(?), brat jego w Kanskim, Babiński kupił ziemię mieszka u Pakuli. Chandel (pis.oryginał) mój licho idzie, jeszcze z tego zakupu wspólnego z Tobą pudów.100 owsa do dziś dnia nie odebrałem i nie ma nadziei odebrać pomimo odnoszeń się do władzy tak ż już rzuciłem skargi. Kupuję jeszcze na los, ale jak stanę nie wiem. Najlepszy Chadel, rola ta nie zawodzi, choć wszystko nie tracisz. Dziś jednak stoję tak że nikogo o pomoc nie proszę, ale jeszcze mogę biedniejszemu pomóc. Miłonowanow zawsze wiele mi pomógł w zastawieniu i zastawieniu Skibiewskiego o ile się okazuje z każdej strony zacny człowiek, a że z Michlewskim był źle to mi on był winie bardzo wiele, jak się okazało …/

Od Brata doczekałem się listu ,podziękowałem Bogu żem się przekonał naocznie że żyje. Chodzi do szkoły głównej w Warszawie na wydział matematyczny i ma zamiar po ukończeniu wyjechać za granicę dla dalszej nauki, oby Bóg dopomagał mu w jego zaszczytach poczciwy to i nieoceniony chłopak .

Od Józi więcej nie odebrałem listów. Zdaje się, że już czas zatarł w jej sercu mą osobę. Jednakowo w pamięci istnieje, będę wierzył słowom naszego poety Mickiewicza Adama „precz z mej pamięci” Kobieta zawsze jest kobietą, co z oczu to i z serca, nie winię ja jej, bo jakież widoki czekać na mnie bez nadziei pewnej mego powrotu, a takowa jakkolwiek równa między nami szansa ta tylko, że ja na Syberii.

Franio, a właściwie już Franciszek, gdy tylko nabrał sił starał się wszystkim tym, którym zawdzięczał powrót do rodzicielskiego domu, podziękować osobiście. Do nich należał ksiądz Ruczka z Kolbuszowej, przez którego starania Franio otrzymał pierwsze pieniądze z kraju, umożliwiające mu stanięcie, tam na dalekim zesłaniu, na własnych nogach. I do księdza skierował swoje pierwsze kroki.

Czas jednak było dorośleć, więc przy ojcu wciągnął się do codziennej pracy, tak w gospodarstwie jak i na poczcie. Po śmierci Ojca w 1874 roku przejął ojcowiznę i pocztę w Narajowie. Trzeba przyznać, że wrócił do pełni sił i temperamentu.

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • Ewa M.

    28 września, 2011

    Piękna historia pani Jolu.

  • Anna Szolc-Nartowska

    14 października, 2012

    Historia mojej rodziny.

  • magdalena

    10 kwietnia, 2014

    Pochodzę z rodziny zesłańca-malarza Karola Głuchowskiego i szukam kontaktu z osobą, która ma dostęp do pamiętnika Franciszka Nartoskiego.

  • Jola

    17 maja, 2014

    Pani Magdaleno! mam jako jego prawnuczka te wspomnienia. jak mam się z Panię skontaktować?

  • Marek Michniewski

    6 listopada, 2014

    Czy ktoś ma więcej wiadomości na temat zesłańca Michniewskiego?