Wywiad z Panem Waldemarem Fronczakiem

Wywiad z Panem Waldemarem Fronczakiem

Na zbliżający się weekend mamy przyjemność przedstawić Wam obszerny wywiad z Panem Waldemarem Fronczakiem, który był między innymi głównym ekspertem w programie Sekrety Rodzinne, wzorowanym na angielskim odpowiedniku „Who Do You Think You Are?”. Współpracował również przy produkcji cyklu telewizyjnego „Klasztory polskie”, jako konsultant historyczny.

Pan Waldemar z wykształcenia jestem socjologiem, a z zamiłowania historykiem. Był również dziennikarzem prasowym. Od ponad 30 lat zajmuje się genealogią i heraldyką. Założył i prowadzi jedno z największych w Polsce forum dyskusyjne dla genealogów amatorów – Forgen oraz stronę poświęconą poległym w czasie I Wojny Światowej. Współpracuje z parafiami w tworzeniu lokalnych archiwów cyfrowych z ksiąg metrykalnych. Prowadzi seminaria i szkolenia z zakresu genealogii.

Obok poszukiwań, kontynuuje także prace badawcze nad historią średniowiecznych rodzin szlacheckich i ich heraldyką. Publikuje prace popularyzatorskie z tej dziedziny. Współpracuje z innymi zawodowymi poszukiwaczami, co umożliwia mi dostęp do dużej ilości baz danych, mam także wielu współpracowników na terenie Polski, dzięki czemu może efektywnie prowadzić poszukiwania w kilku miejscach jednocześnie.

Pan Waldemar obecnie kończy książkę o heraldyce średniowiecznej, którą się zajmuje od lat. Na tym polu ma swoje malutkie odkrycia, ale olbrzymią satysfakcję. Artykuł pilotażowy, poprzedzający ukazanie się książki o historii herbu Prus II, ukaże się w roczniku Towarzystwa Genealogicznego Ziemi Częstochowskiej, którego wydawcą będzie muzeum częstochowskie. Zostaną w nim opublikowane wyniki jego kilkuletnich prac badawczych nad genezą i rozwojem tego herbu. To chyba pierwsza tego typu praca, która stara się ukazać czas, miejsce i ludzi związanych z powstaniem konkretnego herbu oraz omawia wszystkie dotychczasowe teorie, jakie na ten temat napisano. Pan Waldemar czeka  jeszcze na kilka końcowych informacji z archiwów zagranicznych i z AGAD. Ma już recenzenta naukowego i rozgląda się za wydawcą. Analizuje w niej wszystko, co dotychczas zostało napisane na temat genezy tego herbu i przedstawia wyniki własnych badań opartych na kwerendach archiwalnych i bibliotecznych w Polsce i w innych krajach. Dowodzi, kto, kiedy i dlaczego stworzył taką odmianę herbu. Materiał będzie bogato ilustrowany, przy czym większość reprodukcji ukaże się publicznie po raz pierwszy.

Pan Waldemar ma wielu przyjaciół, a ostatnio również klientów pochodzenia żydowskiego, czego efektem tego jest m.in. cykl gawęd o nazwiskach żydowskich: cześć 1, cześć 2 i 3 oraz obszerny artykuł o żydowskiej symbolice nagrobnej, który się ukazał w roczniku Pro Memoria, częściowo można go zobaczyć tutaj.

Pan Waldemar kiedyś zainicjował wspólnie z Wojciechem Jędraszewskim, prezesem WTG Gniazdo, z którym również przeprowadzaliśmy kilka tygodni temu wywiad, akcję wykupu z rąk prywatnych ksiąg metrykalnych i przekazywania ich do archiwów w formie darowizny. Za nimi poszli inni. Wpadł również na pomysł spisywania ocalałych inskrypcji upamiętniających ofiary I Wojny Światowej. Więcej o tym projekcie i jego efekty można zobaczyć na stronie polegli.tgcp.pl. Pan Waldemar prowadzi ją dzięki pomocy Witka Mazuchowskiego. To także wymierne działania w terenie. Uczestniczą w sprzątaniu zdewastowanych cmentarzy wojennych. Odnajdują je i opisują, dzięki pomocy takich samych zapaleńców, jak oni sami.

MH: Od kiedy zajmuje się Pan genealogią?

WF: To długa historia. Pierwsze „drzewka” rysowałem mając 15 lat. Moi dziadkowie mieli liczne rodzeństwo, które nas często odwiedzało. W czasie tych odwiedzin, w rozmowach pojawiali się dalsi kuzyni. Gubiłem się w tych wszystkich wujkach i ciotkach. Zacząłem spisywać koligacje, rysując proste schematy. Takie były początki. Stopniowo pojawiały się kolejne gałęzie i bardziej celowe działania. Zaczynałem świadomie spisywać historię poszczególnych osób. Na początku była anegdota, ale później doszły kolejne elementy biografii. Z różnym nasileniem, trwało to kilka lat, aż wyczerpały się ówczesne możliwości poznawcze. Powróciłem do genealogii po latach. Nowe technologie – fotografia cyfrowa, internet, komputery – to wszystko sprawiło, że świat się skurczył, a dostępność do informacji dała niesamowite możliwości. Ten drugi okres trwa już prawie dwadzieścia lat.

MH: Prowadzi Pan biuro Poszukiwań Genealogicznych GENESIS, jakiego typu prowadzi Pan badania i czy jest duże zainteresowanie na tego typu zlecenia? Czy jednak ludzie wolą szukać sami…

Biuro to „efekt uboczny” udziału w programie telewizyjnym. Miałem dużo listów z prośbami o pomoc, ofert odpłatnych poszukiwań, nacisków znajomych, że musiałem się w końcu zdecydować na uruchomienie tego rodzaju działalności. Traktuję ją jednak, jako zajęcie dodatkowe i nie zamierzam porzucić swojego głównego zawodu. Jestem doradcą podatkowym.

Z tego też powodu jestem w komfortowej sytuacji i mogę wybierać te oferty, które mnie w jakiś sposób pociągają, w których tkwi tajemnica i które sprawiają, że zaczynam się identyfikować z badaną rodziną. Takie osobiste zaangażowanie sprawia, że uprawiam ten zawód z pasją, a to przekłada się na efekty. Może ten brak dystansu nie jest profesjonalny, ale to mnie mało interesuje. Mogę sobie na taki luksus pozwolić.

Mam dwie grupy klientów dla których prowadzę badania. Jedną stanowią przedstawiciele szeroko rozumianej kultury. Ludzie ekranu, sceny, estrady, nie mający czasu na samodzielne poszukiwania. To także pozostałość po „Sekretach rodzinnych”. Jestem przekazywany, jak pałeczka sztafetowa, od znajomego, do znajomego. To także dziennikarze i politycy.

Drugą grupę stanowią obcokrajowcy polskiego pochodzenia, dla których zlecenie poszukiwań jest niejednokrotnie jedynym sensownym wyjściem. Ostatnio dość często realizuję zlecenia z Izraela. To wymagający klient, a i specyfika żydowskiej genealogii sprawia, że są to czasami prawdziwe wyzwania badawcze.

Najmilszą częścią są wyjazdy z klientami, którzy chcą poznać miejsca związane z historią ich rodziny. Ostatnio miałem dość liczną grupę rodzinną z Izraela, USA i Argentyny.

Samodzielne poszukiwanie przodków zawsze ma większą wartość, nie tylko poznawczą, ale także emocjonalną. Staje się to coraz bardziej popularne. Genealogia rodzinna jest jednak wymagającym hobby. Trzeba ustawicznie się uczyć, poznawać całkiem nowe zagadnienia z wielu pozornie odległych dziedzin. To nie tylko historia.

Dużą pomoc można uzyskać na forach internetowych, jak GenPol, Genealodzy.pl czy Forgen, ale to nie jedyne miejsca w sieci gdzie można wymienić się doświadczeniami, zaprezentować swoje odkrycia. Jest wiele regionalnych towarzystw genealogicznych prowadzących własne strony, ale przede wszystkim spotykających się i prowadzących różnorodną działalność. Warto się z nimi skontaktować.

MH: Założył Pan jedno z największych forum dla amatorów genealogii w Polsce Forgen, skąd ten pomysł, i skąd taki pomysł na nazwę?

WF: Byłem uczestnikiem internetowych list i for dyskusyjnych od samego początku . Wiele z nich przeszło już do historii, ale każde wniosło coś wartościowego. GenoType, Polgen, soc.genealogia, każde z tych miejsc przyczyniło się do rozwoju amatorskiego ruchu genealogicznego. Jednak szczególnym miejscem był GenPol prowadzony przez Tomka Nitscha, gdzie skupiła się grupa pasjonatów-przyjaciół. Spotykaliśmy się tam nie tylko dla zdobywania wiedzy, dla uzyskiwania pomocy, ale także by podzielić się radościami i smutkami. O jego wyjątkowości świadczy fakt, że do dzisiaj Genpolowcy spotykają się w Warszawie na dorocznych zjazdach.

Nadszedł jednak dzień, w którym Tomek postanowił zakończyć działalność w dotychczasowej formule. O zamiarze zamknięcia forum dowiedziałem się w przeddzień. Zastanawiałem się gdzie się podziejemy. Istniało już, co prawda,  forum genealodzy.pl, ale miało nieco inną formułę i stałych uczestników. Po naradzie z przyjacielem – Witkiem „Wicym” Mazuchowskim – postanowiliśmy otworzyć nowe forum, którego nazwa jest skrótem od słów „forum genealogiczne”.

Ściśle współpracujemy z portalem PTG genealodzy.pl i wzajemnie się uzupełniamy.

MH: Jest Pan członkiem Polskiego Towarzystwa Genealogicznego w Warszawie, jak duże jest to towarzystwo, i jakie są jego cele?

WF: Towarzystwo liczy nieco ponad sto osób. Działa równolegle do innych regionalnych towarzystw genealogicznych, z których większość jest członkami wspierającymi.

PTG nie jest instancją nadrzędną. Powołane zostało dla realizacji celów, które wykraczają poza możliwości i zainteresowania regionalnych towarzystw. Nie chcę tu używać okrągłych sloganów o „animacji, wpieraniu, upowszechnianiu”, bo sam nie znoszę takiego języka. Powiem tylko, że PTG podejmuje rozmowy z instytucjami państwowymi szczebla centralnego w interesie wszystkich poszukiwaczy. Takim namacalnym przykładem było obniżenie stawek za skany i zdjęcia w archiwach państwowych. Towarzystwo podpisało porozumienie z centralą archiwów o stopniowym udostępnianiu w sieci zdjęć metryk. Od lat prowadzi też akcję darmowej digitalizacji zasobów państwowych i kościelnych. To bardzo wymierne korzyści. Jeśli dodamy do tego niemal 5 milionów zindeksowanych aktów, to mamy już jakieś pojęcie o skali i rodzajach prac prowadzonych za darmo przez garstkę ludzi.

Gwoli ścisłości muszę dodać, że indeksacja odbywa się przy znaczącym udziale pasjonatów, którzy nie należą do PTG, ale to nikomu w niczym nie przeszkadza. Mamy wspólny cel.

Także regionalne towarzystwa mogą się poszczycić nie lada osiągnięciami, ale zostawiam ten temat dla bardziej reprezentatywnych osób, gdyż jestem tylko zwykłym członkiem PTG i Towarzystwa Genealogicznego Centralnej Polski z Łodzi.

MH: Był Pan jednym z głównych ekspertów cyklu programów telewizyjnych Sekrety Rodzinne, opartych o angielski odpowiednik „Who Do You Think You Are?” – dlaczego polska wersja trwała tylko rok i nie jest kontynuowana?

WF: Nie tyle byłem ekspertem, co prowadziłem poszukiwania dla potrzeb programu i uczestniczyłem w realizacji wszystkich odcinków, tak na planie, jak i w studio. Początkowo pomocniczo, ale w drugiej serii dzielnie wspierałem już prowadzącego program Tomka Kammela. Uczestniczyłem też w przygotowywaniu scenariuszy do programu.

Program miał dobrą oglądalność i rewelacyjną ekipę producencką. Od rozrywki preferowanej przez telewizję w pierwszych odcinkach, poszliśmy w kierunku bardziej ambitnym, edukacyjnym, na wzór programów BBC. To niestety w dzisiejszych czasach nie jest towarem chodliwym. Telewizja woli inwestować w tańce, śpiewy, gotowanie i teleturnieje. Ot, taka misja. Do tego kilka razy przesuwano nam godziny emisji w związku z transmisjami skoków narciarskich. W efekcie program spadł z anteny decyzją ówczesnych władz TVP. Wielka szkoda, bo w planach mieliśmy prawdziwe perełki. Wymienię tylko te, nad którymi już miałem zaawansowane prace: prezydent Lech Wałęsa, Beata Tyszkiewicz, Zbigniew Zamachowski, Dorota Gawryluk, Maciej Orłoś.

Być może Rinke Rooyens, który jest właścicielem licencji, zbyt wcześnie wystartował z tym programem w Polsce? Myślę, że dzisiaj by było zupełnie inaczej. Jednego jestem pewien, że program genealogiczny, prędzej czy później i tak trafi do telewizji. Co jakiś czas ktoś z producentów dzwoni do mnie w tej sprawie.

MH: Jak wyglądały przygotowania do takiego programu jakim były Sekrety Rodzinne?

WF: To było coś niesamowitego. Wiedza bohaterów odcinków zazwyczaj ograniczała się do pokolenia dziadków, a sporadycznie sięgała nieco dalej. Mieliśmy miesiąc na przygotowanie każdego odcinka i to włącznie z poszukiwaniami. Dla każdego, kto zetknął się z genealogią i rozproszeniem źródeł archiwalnych jest jasne, że to niemal niewykonalne. A jednak niemal w każdym wypadku udało się poprowadzić wywód przodków do XVIII lub XVII wieku. W domu miałem centrum operacyjne, do którego spływały informacje od współpracowników. Pomagali mi koledzy genealodzy i ekipa Rochstara. Bez wsparcia utrzymanie takiego tempa było niewykonalne. Pracowaliśmy niejednokrotnie w kilku archiwach jednocześnie. Analizowałem spływające dane, wskazywałem dalsze obszary, które rokowały nadzieję i jednocześnie opisywałem historię rodzin. Gdy trafiliśmy na ciekawą historię lub nietuzinkową postać, to pogłębiałem temat osadzając znalezisko w realiach historycznych, obyczajowych i społecznych. Tak powstawał surowy materiał z którego później budowaliśmy scenariusz.

Gdy wystarczało czasu, to jechaliśmy na dokumentację terenową, aby sprawdzić co można pokazać w programie, z kim porozmawiać, jakie miejsca pokazać. Jeśli terminy goniły, to pracowaliśmy nocami w hotelach. Wieczorem siadaliśmy z reżyserem Piotrkiem Jaworskim i pisaliśmy, kłócąc się zawzięcie, gdyż każdy z nas inaczej widział temat. On okiem kamery, a ja patrząc z punktu widzenia historyka, dla którego każda stara księga jest bez mała relikwią wartą pokazania na ekranie. Mimo to, zawsze dochodziliśmy do kompromisu.

Ponieważ telewizja rządzi się swoimi prawami, to w programie wykorzystywaliśmy zaledwie kilka procent odnalezionego materiału. Było to zazwyczaj coś interesującego, jakaś historia, którą kamera mogła opowiedzieć, a jednocześnie coś zaskakującego dla bohaterów programu. Do tego nie bardzo mogłem się powtarzać w kolejnych odcinkach, więc czasami fantastyczny materiał o przodku powstańcu lądował w „koszu”, bo temat był wcześniej wykorzystany w innym odcinku. Na szczęście z całości zgromadzonych informacji robiłem opracowania, które były wręczane każdemu po programie.

MH: Która z serii Sekretów Rodzinnych cieszyła się największym powodzeniem? Z jaką gwiazdą i dlaczego?

WF: To trudno powiedzieć, bo w tle będzie gdzieś zawsze popularność bohatera odcinka. Oglądalność była podobna, ale zmieniała się struktura widzów. Inną publiczność zgromadził odcinek poświęcony rodzinie Doroty Rabczewskiej „Dody”, a inną Jerzego Stuhra. Zdołaliśmy zrealizować dwie serie po cztery odcinki. W pierwszej serii większy nacisk był położony na rozrywkę, zaś kolejne cztery odcinki były poważniejsze, chociaż zachowujące lekkość przekazu i formy. Całej ekipie realizującej program bardziej odpowiadało drugie podejście, a i widzowie dobrze odbierali zmiany, o czym można się było przekonać z licznych listów i wypowiedzi na forach. Byliśmy chyba o krok od dopracowania się własnej formuły, akceptowanej przez polskiego odbiorcę. Każdy z odcinków był inny, tak jak inna jest historia każdej rodziny. Osobiście najwyżej oceniam odcinki poświęcone rodzinie Stuchrów i Damięckich. Program z Arturem Barcisiem również miał niesamowity potencjał, ale przez skoki narciarskie został okrojony czasowo o kilkanaście minut już po nagraniu i wyszedł z tego „czeski film”. W pierwszej serii dobrze skonstruowany był odcinek poświęcony rodzinie Hanny Śleszyńskiej z niespodziewanymi zwrotami akcji i Krzysztofa Cugowskiego, którego eklektyczna rodzina dawała fantastyczny przekrój przez całe społeczeństwo polskie XVIII wieku.

Z "Dodą" - Dorotą Rabczewską

Z "Dodą" - Dorotą Rabczewską

Z Jerzym Stuhrem

Z Jerzym Stuhrem

Dla mnie przygoda z Sekretami cięgnie się nadal. Z niektórymi z bohaterów łączą mnie teraz przyjacielskie stosunki.

MH: Czy genealogia to hobby Pana całej rodziny, czy tylko Pana?

WF: Na szczęście tylko moje hobby. Co by to było, gdyby tak wszyscy zapałali chęcią posiadania dokumentów rodzinnych i pamiątek? To by była zbyt duża konkurencja. A mówiąc całkiem poważnie, to w każdej rodzinie zazwyczaj jest ktoś – jakaś ciotka, wuj – kto jest tym pasem transmisyjnym tradycji rodzinnych. Ktoś, kto w jednym palcu ma wszystkie koligacje, nazwiska i daty. To bardzo ważna i odpowiedzialna funkcja, choć całkiem nieformalna. W mojej rodzinie historią rodzinna zajmuje się także moja kuzynka – Renia, z którą częściej spotykamy się na spotkaniach Towarzystw Genealogicznych, niż na uroczystościach rodzinnych.

MH: I na koniec, jakie rady udzieliłby Pan naszym użytkownikom, którzy prowadzą aktywnie badania, a utknęli w martwym punkcie?

WF: To dość trudne pytanie, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji. Nawet pozornie podobne problemy genealogiczne mogą się od siebie różnić i to zasadniczo. Gdybym jednak miał poradzić coś od strony metodologicznej, to powrót do początku. Ponowne przeglądanie zgromadzonych informacji, najlepiej z drugą osobą, która powinna pełnić funkcję krytyka i zadawać pytania. To często pomaga, bo gdy zbyt głęboko tkwimy w temacie, to wielokrotnie nie potrafimy dostrzec swoich błędów. Osoba z zewnątrz może nam uświadomić słabe punkty naszego rozumowania, bądź wskazać całkiem nowe kierunki myślenia.

Bardzo dziękujemy za wzięcie udziału w wywiadzie.

Komentarze

Adres e-mail jest prywatny i nie będzie wyświetlany.

  • rozek19

    10 czerwca, 2011

    Mam nagrane prawie wszystkie „Sekrety rodzinne”. To wspaniały program. Bardzo wielka szkoda, że zdjęli go z anteny, ale wszystko jest do naprawienia! Nie wiedziałem dotąd, kim z zawodu jest Pan Waldemar, więc tym bardziej Go cenię za genealogiczny profesjonalizm 🙂

  • Lidia M. Nowicka

    11 czerwca, 2011

    Pozdrawiam Pana Waldemara bardzo serdecznie.
    Wywiad przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. I tylko łezka zakręciła mi się w oko na wspomnienie „Sekretów Rodzinnych” oraz Forum Dyskusyjnego Wortalu „Genealogia Polska” (GenPol.com).

    Pragnę dodać, że wiedza, którą Pan Waldemar się z nami dzieli, przez realizowane projekty, publikacje oraz na forach genealogicznych oraz takt z jakim to robi, budzi mój najwyższy podziw i szacunek. Czasem, śledząc dokonania Pana Waldemara, odnoszę wrażenie, że człowiek z pasją ma czas „z gumy” – imponujące.

    Lidia