Niesamowita historia użytkownika: Dziedzictwo mojej rodziny: Ocalenie z rąk nazistów
- Od Katie


Nazywam się Jacek Urbanek, urodziłem się w 1981 roku. Dorastałem w pięknej miejscowości Odrzykoń, skąd pochodzą prawie wszyscy moi znani mi przodkowie. Po śubie zamieszkałem w Krośnie.
Pasję do genealogii zaszczepił mi mój dalszy kuzyn, kiedy to zaprosił mnie do swojej witryny Bliscy.pl, która następnie została połączona z MyHeritage. Obecnie moje drzewo genealogiczne w MyHeritage ma już ponad 6 tyś osób. Zrobiłem również badania DNA sobie, mojej żonie oraz moim rodzicom, dzięki czemu odnalazłem wielu krewnych, o których istnieniu nie miałem pojęcia.
Dzięki zainteresowawniu genealogią odkryłem kilka bardzo ciekawych historii rodzinnych. Jedną z nich postanowiłem się z Wami podzielić. Jest to historia żydowskiej dziewczynki, która została wraz z ojcem uratowana od zagłady przez moją rodzinę. Chociaż cała historia zaczęła się w Nowym Żmigrodzie i w Hucie Polańskiej to również w Odrzykoniu dziewczynka dostała pomoc i schronienie w domu moich dziadków. Chciałbym aby historia Goldy Strenger była w Odrzykoniu znana tak samo jak historia innej żydowskiej dziewczynki, Cypi Reem.
Smutne wspomnienia – wtargnięcie nazistów
Był późny wieczór tuż przed Wielkanocą 1943 roku. Do domu moich dziadków, Marianny i Antoniego Nawrockich z Odrzykonia, wkroczyli niemieccy żołnierze. Obstawili dom dookoła. Na wszystkich padł blady strach. Szwagier babci, Ludwik, chciał wyskoczyć przez okno, jednak Basia, która znała trochę niemiecki, ostrzegła go w porę, że jeden żołnierz mówi do drugiego, aby ten poszedł pod okno, bo ktoś chce uciekać. Babcia opowiadała, że serce tak mocno jej biło, że miała wrażenie, iż żołnierze niemieccy to słyszą. Siostra babci, Julia, zabrała jedenastoletnią Basię do swojej części domu i położyła do łóżka razem ze swoim sześcioletnim synem Janem. Jaś opierał się, mówiąc, że nie będzie leżał w jednym łóżku z dziewczyną, ale po błaganiu mamy, ustąpił. Niemcy weszli do środka. Kazali dziadkowi świecić lampą po twarzy każdego dziecka, pytając o jego tożsamość.
Zagadka wtargnięcia nazistów
Z lewej strony domu mieszkali moi dziadkowie i ich czworo dzieci, w tym moja roczna mama Bogusława oraz brat babci – Kazimierz Folta. Prawą część domu zajmowała Julia Cebula z mężem Ludwikiem i synem Janem. Brat babci, Ludwik, mieszkał obok w swojej pracowni przy stodole. Tam też obaj bracia ukrywali swoją broń. Kazimierz i Ludwik działali w AK, dlatego strach domowników był podwójny, kiedy przyjechali naziści. Niemcy sprawdzili najpierw stronę Nawrockich, ponieważ, wg donosu, to oni mieli ukrywać Żydówkę. Kiedy skończyli, poszli do Cebulów. Babcia zaczęła się wtedy bardzo gorliwie modlić. Dziadek Antoni zapytał, dlaczego tak lamentuje, skoro jest już po wszystkim, bo przecież poszli do Julii. Nie wiedział jednak, kim naprawdę była Basia. Im mniej osób o tym wiedziało, tym było bezpieczniej. Oficjalnie w Odrzykoniu Basia została przedstawiona jako krewna zięcia Ludwiki, siostry mojej babci. Wtedy babcia powiedziała mu, że im chodzi właśnie o Basię i że dopiero teraz się zacznie najgorsze…
Pochodzenie Basi
Basia urodziła się w 1931 roku w Komańczy jako pierwsze dziecko Józefa i Niny Strenger. Naprawdę miała na imię Golda. Dorastała w Nowym Żmigrodzie, gdzie Strengerowie mieli piękny dom na obrzeżach wsi. Józef był kierownikiem tartaku. Golda uczęszczała do szkoły powszechnej. Chodziła do jednej klasy z dziećmi polskimi i żydowskimi. Tylko religię mieli osobno. Brat Shloma, tuż przed wojną zmarł na dyfteryt. Siostra Lusha była o dwa lata młodsza od Goldy. Kolejne dwie siostry, Renia i Marilka, urodziły się w 1940 i 1942 roku. Początek wojny nie był dla nich najgorszy. Józef ponownie uruchomił i obsługiwał tartak dla Niemców, Golda uczyła się niemieckiego i była wysyłana na gestapo po przepustki, by mogli pojechać do dziadków w Dukli i Zarszynie. Dopiero w getcie zaczęli się naprawdę bać. Józef był wysyłany na całe tygodnie do pracy przymusowej, a dzieci za dnia wyrywały trawę spomiędzy kamieni na rynku. W lipcu 1942 roku zaczęły krążyć pogłoski o jakiejś wielkiej akcji Niemców. Codziennie rano wyjeżdżały ze wsi ciężarówki pełne żołnierzy z łopatami. Wracający wieczorami Niemcy oraz ich samochody i łopaty lepiły się od błota. Mieszkańcy getta nie dopuszczali jednak do siebie myśli, że jest przygotowywana ich zagłada. W lipcu zaczęła się wywózka ludzi w ciężarówkach. Chociaż krążyły pogłoski o ich pogromie, większość Żydów z getta wierzyło w propagandę niemiecką, że wywożą ich do pracy i kiedyś ich znajomi i bliscy powrócą.
Schronienie przed śmiercią
Pewnego letniego wieczoru do mieszkania Strengerów w getcie przybył przyjaciel i pracownik Józefa z tartaku, Stanisław Urbański. Był on uciekinierem z Lubelszczyzny, działaczem podziemia, który po rozbiciu jego grupy zmienił nazwisko z Opitz na nazwisko panieńskie swojej matki. Po pracy w tartaku często bywał w leśniczówce w Hucie Polańskiej, gdzie odbywały się spotkania inteligencji polskiej. Tam poznał Czesławę Barut, córkę Jana i siostry mojej babci – Ludwiki z domu Folta. Stanisław przyjechał na rowerze do getta w Nowym Żmigrodzie, aby ostrzec Józefa i jego rodzinę przed grożącym im niebezpieczeństwem. Początkowo Józef nie wierzył w relację Stanisława o mordowaniu Żydów i zakopywaniu ich w lesie koło Krempnej, ale przyjaciel zapewnił go, że ma sprawdzone informacje od partyzantów, z którymi współpracował. Wtedy Józef poprosił go o zabranie ze sobą jednej z córek, aby w rozproszeniu łatwiej im było uciec. Stanisław z dwóch najstarszych córek wybrał Goldę, ponieważ mniej niż Lusha wyglądała na Żydówkę, przez co łatwiej mu było ją ukrywać. Posadził ją na rower i zawiózł do szkoły w Hucie Polańskiej, gdzie Jan Barut był nauczycielem. Barutowie mieli w tej szkole jednopokojowe mieszkanie. Ciocia Sławcia od razu obcięła Goldzie włosy, a Jan wystawił jej fałszywe świadectwo szkolne na nazwisko Barbara Folta.
Od tego czasu Golda stała się Basią, zamieszkała w szkole i uczęszczała na lekcje z innymi dziećmi. Na religię również. Musiała, chociaż nie czuła, że ktoś ją zmusza. Jak mówiła później w wywiadzie, po Biblię sięgała sama, bez przymusu. W tym czasie Józef ukrył swoją żonę i dwie najmłodsze córki w starej cegielni, gdzieś w pobliskich lasach, a sam starał się uciec z Lushą. Niestety, nie zdążyli i zostali załadowani na ciężarówkę. Kiedy Józef spostrzegł, że jadą na miejsce kaźni, podjął zapewne najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Aby ratować żonę i resztę córek, zostawił Lushę w ciężarówce, a sam wyskoczył z niej i pod ostrzałem z karabinów zniknął w lesie. Doskonale wiedział, że z dziewięcioletnim dzieckiem nie ma szans na ucieczkę, a kiedy on zginie, to reszta rodziny nie przeżyje długo sama w lesie. Wkrótce po ucieczce Józefa, za pośrednictwem partyzantów, Stanisław zorganizował spotkanie Basi z ojcem. Józef zapewnił córkę, że wszystko będzie dobrze, że reszta rodziny jest bezpieczna w lesie, chociaż od wielu dni nie mógł nawiązać kontaktu z żoną. To spotkanie z tatą uspokoiło Basię, która do tamtej pory niepewnie czuła się w nowym otoczeniu. Ojciec powiedział jej, żeby zaufała swoim opiekunom, bo oni chcą ją ocalić. W czasie dalszego pobytu w Hucie Polańskiej Basia zaprzyjaźniła się z Danusią, córką Cecylii Muchy, siostry Ludwiki i mojej babci. Danusia przyjeżdżała do wujostwa na wakacje. Tylko jej Basia zdradziła swoje pochodzenie.

Rodzina Foltów w 1930 roku: Od lewej u góry: Kazimierz Folta, Marianna Folta (Nawrocka), Ludwika Folta (Barut), Józef Folta, Jan Barut, Julia Folta (Cebula). U dołu: Ludwik Folta, Czesława Barut (Urbańska).
Znalezienie tymczasowego schronienia
Kiedy okazało się, że Nina i jej dwie córki zostały schwytane przez Niemców, Barutowie w obawie przed tym, że w czasie tortur matka zdradzi miejsce ukrycia najstarszej córki, zawieźli Basię do Odrzykonia. Tutaj moi dziadkowie posiadali duże gospodarstwo, dlatego nie brakowało im jedzenia. Przyjęli Basię do swojego domu, gdzie zamieszkała w jednej izbie razem z Cebulami, ponieważ oni mieli tylko jedno dziecko, a Nawroccy czworo. Basia była w Odrzykoniu przez kilka miesięcy, najprawdopodobniej z małymi przerwami. Tutaj była bezpieczniejsza, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało i nie brakowało jej jedzenia. Bawiła się i pracowała z innymi dziećmi, pasła krowy, obierała ziemniaki. Z tego obierania ziemniaków musiała nawet zdać „egzamin”, bo bardzo ważne było, żeby wyrzucać jak najmniej ziemniaka z łupką. Do szkoły zapisano ją pod nazwiskiem Barbara Łabucka. Tutaj nie mogła być Basią Foltą, bo wszyscy rozpoznawali dzieci Foltów, nawet te urodzone na Wołyniu. Chodziła też do kościoła, bo bardzo potrzebowała modlitwy w tych trudnych czasach. Proboszcz Ernest Świątek ochrzcił ją nawet po kryjomu. Nigdy jednak nie odrzuciła judaizmu.
Było jej w Odrzykoniu dobrze, aż do tego kwietniowego wieczoru, kiedy słysząc głosy żołnierzy niemieckich wciąż krzyczących „Jude!, Jude!”, spodziewała się najgorszego…
Basia wtuliła się w Jasia z całych sił. Spod pościeli wystawały tylko jej jasne włosy, dużo jaśniejsze niż typowej, żydowskiej dziewczynki. Kiedy Niemcy zapytali Julię, kto to jest, ona bez wahania odparła, że to są jej dzieci. Wtedy żołnierze opuścili dom Nawrockich i Cebulów. Pewnym jest, że gdyby wtedy Niemcy odkryli, kim jest Basia, to mnie by tutaj nie było, a tę nieco bardziej smutną historię opowiadałby ktoś inny, ktoś obcy, bo cała rodzina mieszkająca w tamtym domu, moi dziadkowie, moja mama i jej rodzeństwo zostaliby rozstrzelani.
Następnego dnia rano Basia poszła jeszcze do kościoła, aby nie dać nikomu poznać, że się ukrywa. To była prawdopodobnie Wielka Sobota lub Niedziela.
Ponowne spotkanie z Ojcem
Niedługo po tym Basia wróciła do Huty Polańskiej, gdzie pozostała aż do przyjścia frontu. W czasie walk niemiecko-radzieckich Barutowie i Urbańscy wraz z Basią chcieli uciec do Dukli, jednak nie był to dobry pomysł, ponieważ Dukla została prawie doszczętnie zniszczona. Wtedy przybyli do Odrzykonia, gdzie stacjonowały już wojska radzieckie. Basia została ponownie u moich dziadków, a Urbańscy wyjechali do centralnej Polski. Zaczęła chodzić codziennie do kościoła i bardzo mocno modlić się o powrót taty. Domyślała się, że z jej rodziny tylko on przeżył wojnę. W końcu pewnego dnia w 1945 roku wróciła do domu z kościoła, a tam czekał na nią wymodlony tatuś. Basia rzuciła się ojcu w ramiona i już nigdy nie chciała go wypuścić. Widok taty był dla niej jak cud, chociaż Józef nie wyglądał najlepiej, był wychudzony i schorowany. Powiedział jej, że zostali tylko we dwoje.
Basia z Ojcem w USA
Tuż po zakończeniu wojny Józef starał się dotrzeć do swojej siostry w USA. Długo trwało zanim im się to udało. W tym czasie przebywali na Węgrzech i w Rumuni, a następnie w Krakowie, gdzie przez rok Basia uczęszczała do szkoły pod nazwiskiem Barbara Zawadzka. W 1947 roku Józef i Basia wyjechali do USA. Tam Basia w wieku 19 lat wyszła za mąż za Arthura Hellera i zmieniła swoje imię i nazwisko. Od tej pory nazywa się Gloria Heller. W USA urodziło im się dwie córki i syn. W 1962 roku Ludwika odwiedziła Glorię na Florydzie i przebywała tam kilka miesięcy, pomagając w opiece nad malutką córeczką Niną. W latach osiemdziesiątych Hellerowie postanowili przeprowadzić się do Izraela. Józef został w USA. Gloria mieszka teraz w Tel Awiwie. Ma kilkoro wnuków i już prawdopodobnie prawnuki. Pozostaje w stałym kontakcie ze swoją przyjaciółką, a moją ciocią Danusią z Łodzi. Do pewnego momentu Gloria obiecywała sobie, że już nigdy nie wróci do Polski, jednak kiedyś nastąpił zwrot i postanowiła, że musi to zrobić. Tak się też stało w 1999 roku. Odwiedziła Polskę, w tym Odrzykoń. Po tej wizycie stwierdziła, że mogłaby znowu tu zamieszkać, ponieważ po raz kolejny (tak jak wtedy) poczuła tutaj tę niesamowitą dobroć i otwartość serc.
Odznaczenie medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata
Jan i Ludwika Barutowie, Stanisław i Czesława Urbańscy oraz Julia Cebula zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tylko Czesława i Julia doczekały ich wręczenia. Reszta wybawicieli została odznaczona pośmiertnie.

Od lewej: wujek Janek, ciocia Marianna, mama Bogusława, Gloria Heller, czyli Basia, ciocia Zosia i ciocia Danusia. Odrzykoń, 28 sierpnia 1999.
W wywiadzie, jakiego udzieliła w 2000 roku dla organizacji Yad Vashem, Gloria kilkakrotnie była pytana, czy jej wybawiciele żądali lub oczekiwali czegoś w zamian. Kobieta zaprzeczyła i stwierdziła, że robili to dlatego, że byli po prostu dobrymi ludźmi. Dlatego pamięć o tych wydarzeniach należy pielęgnować jako świadectwo wielkiej odwagi, dobroci i poświęcenia naszych przodków.