Historia użytkownika: Czy da się zweryfikować rodzinne mity?

Historia użytkownika:  Czy da się zweryfikować rodzinne mity?

Ta historia została napisana przez Pana Michała Grobelnego.

Michał Grobelny (ur. 1983) pochodzi ze Skwierzyny w województwie lubuskim, ale mieszka w Warszawie. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego i Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Pracuje jako koordynator ds. PR w fundacji. Genealogią interesuje się od 2016 r. W tym czasie – przy użyciu m.in. narzędzi MyHeritage – udało mu się zbudować drzewo genealogiczne liczące ponad 6,3 tys. osób. Jego korzenie to przede wszystkim Wielkopolska, ale także Pieniny oraz Ukraina.

Poszukiwanie własnych korzeni przypomina zabawę z ogromnymi puzzlami – często przez wiele lat próbujemy skompletować wielką układankę. Niektórzy mają w tej materii więcej szczęścia, inni mniej – wiele zależy od tego, ile zachowało się w pamięci starszych ludzi, zapiskach, na zdjęciach. Czasem jednak pewne informacje z przeszłości przybierają formę rodzinnych mitów i legend, które mogą – ale nie muszą – być prawdziwe. Czy da się zatem zweryfikować przekazywane z pokolenia na pokolenie historie o praprapradziadku będącym nieślubnym synem hrabiego lub przodku-utracjuszu, który przegrał cały majątek w karty?

Osoby zaawansowane w swoich genealogicznych poszukiwaniach zawsze podkreślają, że należy je zaczynać od przepytania najstarszych żyjących krewnych. W ten sposób pozyskać można bezcenne informacje, które mogą ukierunkować dalsze nasze działania. Trzeba też jednak pamiętać o tym, że ludzka pamięć jest zawodna i że osadzona jest ona w różnych realiach – ekonomicznych, historycznych, społecznych. Wpływają one na kształt zachowanych wspomnień, które często okazują się jedynie mitami – zniekształconym, a nieraz i zafałszowanym odbiciem dawnych wydarzeń.

Moje korzenie są w większości chłopskie – zarówno od strony ojca, jak i matki. Moimi przodkami były przede wszystkim wiejskie rodziny zamieszkujące okolice Jarocina, mieszkające na Podhalu i na terenach dzisiejszej Ukrainy. Jednak poza nimi wśród moich antenatów odnaleźć można także osoby z rodów o obco brzmiących nazwiskach, z którymi związane są mniej lub bardziej prawdopodobne rodzinne mity. Nie udało mi się ich jednoznacznie potwierdzić lub obalić, ale już sama próba weryfikacji była dla mnie niezwykle interesująca i poszerzyła posiadaną wiedzę o korzeniach.

Szwedzki przodek?

Wśród moich przodków jest wielkopolska mieszczańska rodzina Szpingerów – pochodząca z zachodnich terenów dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego, ale związana przede wszystkim z Poznaniem. Wśród jej członków i potomków leśniczego Jana Szpingera (ur. ok. 1745 – zm. przed 1818) znajdują się malarze, śpiewacy operowi, lekarze, kupcy, cukiernicy, a także całe mnóstwo rzemieślników (m.in. krawców czy ogrodników). Prawnukami wspomnianego protoplasty byli np. oficer napoleoński Jan Szpinger (1779-1846), śpiewacy Leonard von Szpinger (1855-1924) i Witold Szpingier (1903-1960), malarze Zygmunt Szpingier (1901-1960), i Alexander von Szpinger (1889-1969), księgarz Stefan Szpinger (1893-1976), czy wirusolog Getrude Henle z domu Szpingier (1912-2006). Potomkiem leśniczego Jana Szpingera jest także prof. Rafał T. Prinke, który swego czasu podzielił się ze mną genealogicznymi notatkami swojego prapradziadka Józefa Antoniego Piątkowskiego (1855-1936). Teściowa tego ostatniego również pochodziła z rodziny Szpingerów. Poza własnymi korzeniami, Piątkowski opisał również historię jej przodków. To właśnie tam znaleźć można intrygujący zapis, mówiący o tym, że Szpingerowie jakoby pochodzić mieli ze Szwecji. Co więcej – ich nieodległym przodkiem miał być generał wojsk króla Karola XII!

Co ciekawe, informacja o tym rodowodzie powtarzana była też przez innych potomków Szpingerów, do których udało mi się dotrzeć. Funkcjonowanie takiego mitu w narracji dotyczącej historii rodziny potwierdziły mi też daleko spokrewnione osoby mieszkające w Poznaniu, Warszawie czy Wrocławiu. W jednym ze swoich biogramów, malarz Włodzimierz Szpinger (ur. 1942) wskazuje np., że korzenie jego drzewa genealogicznego tkwią „w glebie chłodnej północy Europy”. Inny z moich dalekich krewnych znał tę historię natomiast w nieco innej formie – przekazał mi bowiem, że u niego w domu mówiono, iż Szpingerowie przybyli na tereny dzisiejszej Polski z Kurlandii. Cóż, nazwisko z pewnością obco brzmiące, raczej z niemiecka, ale czy na pewno można tutaj spodziewać się aż tak odległych (geograficznie) korzeni?

Postanowiłem zatem sprawdzić, czy informacje te mogą być prawdziwe. W końcu, wraz z postępującą digitalizacją różnych sfer naszego życia i łatwiejszym dostępem do wielu dokumentów (w tym zeskanowanych metrykaliów), poszukiwania genealogiczne stają się coraz łatwiejsze. Miałem nadzieję, że uda mi się dotrzeć do źródeł, które jeszcze kilka-kilkadziesiąt lat temu nie były osiągalne.

Zapiski prapradziadka

Według materiałów autorstwa Józefa Antoniego Piątkowskiego, wspomniany generał wojsk szwedzkich miał pojawić się na ziemiach polskich podczas III wojny północnej i osiedlił się tam po bitwie pod Połtawą w 1709 r. Oczywiście miał on być szlachcicem, pieczętującym się herbem. Choć taka wizja była dla mnie bardzo kusząca, to jednak podszedłem do niej podejrzliwie. Znane są przypadki osiedlania jeńców szwedzkich po „potopie” na terenach dawnej Rzeczpospolitej – miało to dziać się np. w odniesieniu do wsi Haczów i Rzochy (na Podkarpaciu) oraz osady Szwedy (niedaleko Janowa Lubelskiego). Co ciekawe, w sąsiedztwie okolic, w których pojawiają się pierwsze zapisy metrykalne dotyczące rodziny Szpingerów, znajduje się wieś Szwecja, leżąca w pobliżu Piły. Założona w 1590 r., swą nazwę otrzymała jednak na cześć króla Zygmunta III Wazy (który był również królem szwedzkim). Trudno powiedzieć, czy ma ona cokolwiek wspólnego z rzekomo szwedzkim pochodzeniem interesującej mnie rodziny. Z powyższych przykładów wywnioskować można jednak, że osadnictwo takie było więc raczej incydentalne, jeśli w ogóle miało miejsce. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę brutalność, z jaką zachowywały się wojska szwedzkie podczas dawnych wojen i skalę popełnianych przez nie mordów, gwałtów i grabieży.

Postanowiłem przeanalizować najwcześniejsze metrykalia dotyczące Szpingerów i poszukać jeszcze wcześniejszych dokumentów. Leśniczy Jan miał kilkanaścioro dzieci – większość z nich ochrzczona była na przełomie XVIII i XIX wieku w kościele katolickim w Sypniewie niedaleko Więcborka. Był wśród nich również i mój odległy przodek – ogrodnik Karol Szpingier (1800-1879), który był najmłodszym znanym mi dzieckiem protoplasty rodu, wspomnianego leśniczego. Moją uwagę zwrócił fakt, że choć fakt ochrzczenia dzieci w kościele katolickim mógł wskazywać na to, że cała rodzina była tego wyznania, w jednym z wpisów przy nazwisku Jana znajdował się dopisek „A.C.” Domniemywałem, że być może w ten sposób oznaczono go słowem „acatholicus” („niekatolik”), jednak okazało się, iż bardziej prawdopodobne jest tutaj łacińskie oznaczenie „konfesji augsburskiej”, czyli luteranina. Mogło to oznaczać, że leśniczy Jan był wówczas jeszcze protestantem, ale ze względów praktycznych (brak zboru protestanckiego w pobliżu) musiał skorzystać z „usług” sypniewskiego duchownego rzymskokatolickiego. Później okazało się, że w zapiskach J. Piątkowskiego można odnaleźć wzmiankę o ojcu Jana Szpingera – rzeczywiście, miał on być, nieznanym z imienia, luteranin, „komisarz dóbr”. To wskazało dalszy kierunek działań – należało zatem szukać w metrykaliach protestanckich.

<br srcset=Zabytkowe wnętrze kościoła w Sypniewie – to tutaj chrzczone były dzieci mojego przodka, Jana Szpingera.
Fot. Gww, licencja CCA-BY SA 3.0." width="697" height="523" />


Zabytkowe wnętrze kościoła w Sypniewie – to tutaj chrzczone były dzieci mojego przodka, Jana Szpingera.
Fot. Gww, licencja CCA-BY SA 3.0.

Sołtys i leśniczy

Wkrótce potem udało mi się dotrzeć do akt zboru protestanckiego w Łobżenicy – indeksy do części z tych dokumentów są dostępne online. Dzięki nim dowiedziałem się, że późniejszy leśniczy wziął ślub w 1778 r. Przedstawiony jest on tam jako sołtys wsi Jeziurke, której nazwę rozszyfrowałem (dzięki pomocy internautów-genealogów z regionu) jak Jeziorki Zabartowskie. Zawód ten jest również wspomniany w dokumencie protestanckim z 1779 r. – akcie chrztu syna Jana, Jana Jakuba, najprawdopodobniej późniejszego oficera wojsk napoleońskich, pochowanego na warszawskich Powązkach. Najwcześniejsza jednak wzmianka o interesującym mnie przodku pochodzi z 1776 r., kiedy to wzmiankowany jest jako ojciec chrzestny. Opisany jest on tam jako „leśniczy z Kunowa”. Co było dla mnie szczególnie interesujące, w każdym z tych dokumentów pojawia się jako Jan (Johann) Springer, pierwotnie więc nosił dość powszechne, niemieckie nazwisko.

Z analizy tych wszystkich dokumentów wyłaniał się obraz bardzo mobilnej (jak na owe czasy) rodziny urzędnika, być może powiązanego z którymś z tamtejszych rodów szlacheckich – właścicieli ziemskich. Losy Jana Springera (później Szpingera) wyglądały zatem tak: w 1776 r. był leśniczym w Kunowie koło Łobżenicy, potem (ok. 1779 r.) sprawował funkcję sołtysa wsi Jeziorki Zabartowskie. Zarówno jego ślub, jak i chrzest pierworodnego syna odbyły się w zborze protestanckim. Następnie, przed 1782 r., przeniósł się wraz z rodziną do Sypniewa, gdzie w obrządku katolickim chrzczone były kolejne jego dzieci. Sam być może też w końcu przeszedł na katolicyzm. Zmarł przed 1818 r. Nie udało mi się dotrzeć do aktu zgonu, ale z pewnością nastąpiło to przed wspomnianą datą, ponieważ wówczas jego żona wyszła ponownie za mąż.

Bitwa pod Połtawą w 1709 r. podczas III wojny północnej. To po niej na ziemiach polskich miał osiedlić się szwedzki przodek Jana Szpingera. Obraz Pierre-Denis Martina z 1726 r., fot. domena publiczna.

Bitwa pod Połtawą w 1709 r. podczas III wojny północnej. To po niej na ziemiach polskich miał osiedlić się szwedzki przodek Jana Szpingera. Obraz Pierre-Denis Martina z 1726 r., fot. domena publiczna.

Czy zebrane przeze mnie informacje w jakimkolwiek stopniu zweryfikowały rodzinną legendę? Trudno powiedzieć. Szwedzkiego pochodzenia przodków Jana Szpingera nie można z całą pewnością wykluczyć (luteranizm od XVI w. jest religią dominującą w Szwecji), choć na pewno bardziej prawdopodobne jest to, że był on osobą z niemieckiego kręgu kulturowego. Ciekawe było także to, że przynajmniej jedna z jego córek wyszła za mąż za niemieckiego kolonistę i wyemigrowała do USA. Tam jej potomkowie do dziś jednoznacznie określają się jako Amerykanów niemieckiego pochodzenia (ród Dobberstein). Z kolei najmłodszy syn Jana, a mój przodek Karol Szpingier, identyfikował się z polskością, biorąc nawet udział w powstaniu listopadowym (podobnie jak jego brat, Jan).

Ja sam poddałem się badaniom genetycznym, oferowanym przez MyHeritage. Jak się jednak okazuje, w moim DNA brak jest fragmentów typowych dla ludów skandynawskich. Co innego, jeśli brać pod uwagę kod genetyczny narodów zamieszkujących Europę Zachodnią.

Szwedzkie pochodzenie Szpingerów może być więc zatem legendą wymyśloną przez członków tej rodziny, pragnących odciąć się od swego niemieckiego pochodzenia. Mogłaby ona powstać w czasach szczególnie dużego nasilenia aktywności germanizacyjnej w Wielkopolsce. Wzmianki o takim tworzeniu historii rodzinnych wielu Wielkopolan pojawiają się w ówczesnej prasie. Znaczna część z nich, nosząc obco brzmiące nazwisko, wskazywała, że nie stoją za tym pruskie korzenie, ale przodkowie ze Szwecji, Francji czy Holandii. Z drugiej strony – nie wydaje się jednak, żeby niemieckie pochodzenie było wówczas dyskwalifikujące np. w działalności społecznej i niepodległościowej. Wszak już w 1861 r. publicysta poznańskiej „Gazety Polskiej” pisał (wspominając jednoznacznie o Szpingerach): „Należyż badać z jakiego kto idzie rodu i jak się nazywa? Ależ są w Prusach Zakrzewscy, Kosiccy, Kozłowscy, Małachowscy, Kamieńscy, Trzebiatowscy, Kościelscy, Ponińscy i tak dalej bez liku, którzy słowa po polsku nie umieją i bardzoby za złe wzięli gdyby ich kto za Polaków uważał, gdy tymczasem pełno jest Wegnerów, Libeltów, Szulców, Bemów, Hemplów, Szwajcarów, Szpingerów, Ficnarów itd., których najniewątpliwszej polskości nikt z urzędowych nawet Niemców nie myśli zaprzeczać”.

Kościół Św. Szczepana w Łobżenicy, obecnie katolicki, pierwotnie ewangelicki, zbudowany na początku XX w. na miejscu stojącego tam wcześniej zboru protestanckiego. Fot. domena publiczna.

Kościół Św. Szczepana w Łobżenicy, obecnie katolicki, pierwotnie ewangelicki, zbudowany na początku XX w. na miejscu stojącego tam wcześniej zboru protestanckiego. Fot. domena publiczna.

Koniec końców doszedłem do wniosku, że choć szwedzkie pochodzenie Szpingerów jest nader wątpliwe, to jednak nie można go zupełnie wykluczyć. Bardzo za to prawdopodobne, niemal pewne, są ich niemieckie korzenie. Ostatecznie, jedno nie wyklucza drugiego. Można sobie bowiem wyobrazić, że kiedyś któryś z niemieckich najemników w służbie króla szwedzkiego, postanowił osiedlić się na ziemiach dzisiejszej Polski. W końcu w XVIII w., a także wcześniej, siły zaciężne stanowiły spory odsetek wojujących stron. Czy było tak na pewno? Trudno mi powiedzieć, czy kiedykolwiek będę w stanie dowiedzieć się na ten temat choć trochę więcej.

W genealogii nigdy jednak nie należy mówić „nigdy”. Pamiętać trzeba o tym, że rodowe poszukiwania właściwie się nie kończą, a potomków osoby żyjącej kilka pokoleń temu często należy liczyć w tysiącach. Może więc po przeczytaniu tego tekstu odezwie się do mnie któryś z żyjących praprawnuków Szpingerów, który „odziedziczył” lub odnalazł więcej informacji o historii swojego rodu? Szczerze na to liczę.